wtorek, 10 września 2019

Rodzeństwo Góreckich. cz. 1


Sześćdziesięcioletni Piotr Górecki po raz drugi przechodził zawał. Tym razem był znacznie poważniejszy niż przed pięcioma laty, bo doszło do zatrzymania pracy serca, utraty przytomności i czekała go operacja. Dla jego żony Marysi był to wystarczający powód, aby zadzwonić po ich dzieci. Mieli ich trójkę. Trzydziestoletniego syna Tomka, który mieszkał i pracował jako nauczyciel języka polskiego i historii w Londynie. Dwa lata młodszą córkę Gabrysię mieszkającą na stałe w Krakowie i zajmującą się nieruchomościami. Najmłodsza pociecha Marta zaś studiowała pedagogikę specjalną w Warszawie. Dzieci odwiedzały w miarę swoich możliwości rodziców w Zielone Kamedulskie nieopodal Suwałk, ale na stałe żadne nie chciało tam zostać.
Cała trójka zmobilizowała się i różnymi środkami lokomocji próbowała dotrzeć w rodzinne strony jak najszybciej. Syn złapał pierwszy samolot i przyleciał do Warszawy.  Gabrysia skorzystała z uprzejmości szefa Wojtka, który miał jechać nazajutrz do Warszawy do rodziców przyspieszył wyjazd i podwiózł swoją pracownicę do stolicy. Marta z gór, gdzie wyjechała z grupą dzieciaków przyjechała natomiast pociągiem do warszawy. Rodzeństwo Góreckich tam się umówiło i nie jadąc do rodzinnego domu skierowało się prosto do szpitala w Suwałkach. Na jednym z korytarzy oddziału kardiologicznego spotkali mamę.
-Witajcie -rzekła do nich, a każde z nich cmoknęło matkę na powitanie w policzek. —Miło, że tak szybko przyjechaliście.
-Jak tato -zapytał syn.
-Już dobrze. Przedwczoraj dostał ten zawał.
-To znaczy, że jest tu już dwa dni, a dopiero wczoraj poinformowałaś nas? -pytał syn.
- Jakbyś ojca nie znał. Powiedział, że mam dzwonić, jak naprawdę będzie źle albo jak wydobrzeje. Zadzwoniłam wczoraj, bo było gorzej.
-Możemy wejść do niego? -zapytała Gabi.
-Nie wszyscy na raz kochani, bo jest jeszcze słaby. I tylko na chwilę.
-To ja pójdę pierwszy -zadeklarował się Tomek.
-Musisz wiedzieć tylko synku, że ojciec miał proroczy sen, więc nie zdziw się jak będzie ci mówił o waszych ślubach.
-Ty Gabi idź -rzucił do siostry.
-Marta ty jesteś córeczką tatusia, studiujesz i nie będzie wymagał od ciebie ślubu -odrzuciła pałeczkę starsza Górecka. —Mnie za każdym razem, gdy dzwonię wypytuje, kiedy znajdę sobie męża. W pracy chyba dopowiedzieli sobie, czego dotyczą telefony ojca, bo pytali, czy mają składać się na prezent ślubny.
-To ja pójdę po wodę i owoce dla ojca do sklepiku- powiedziała Górecka. —A wy sobie uzgodnijcie kolejność.

Marta poszła więc na pierwszy ogień, ale długo w sali nie była.
-No i co? -zapytało chórem jej rodzeństwo.
-I nic. Prawie nie mówił o moim zamążpójściu. Wspominał tylko, żebym nie brała z was przykładu i nie patrzyła na to, że jestem najmłodsza i mam dwadzieścia cztery lata i poszukała sobie w końcu chłopaka, a nie poświęcała się tylko wolontariatowi i dzieciom.
-Tylko mówił o chłopaku i nic o mężu -zastanawiała się Gabi. —Chociaż jedno z drugim się łączy. Teraz ty Tomek.
-Dlaczego ja? Kobiety mają pierwszeństwo.
-Bo dzwoni mój telefon – mówiła ze szczęściem na swój dzwonek telefonu. —To Wojtek. To znaczy mój szef i muszę odebrać.
-To w końcu coś jest między wami? -pytała siostra.
- Trudno wyczuć, co czuje Wojtek. Jest tak samo szarmancki do mnie, jak do innych. Może tylko spędzamy ze sobą więcej czasu. A ja sama mogłaby z czasem zakochać się w nim.

W czasie, gdy Gabrysia zajęła się rozmową telefoniczną, Tomek chcąc nie, chcąc poszedł do ojca.
-Witaj tato. Całkiem dobrze wyglądasz -zagadnął.
-Ty również synku. A jak ta twoja Susanna -zapytał, jak szybko domyślił się tylko kurtuazyjnie.
-Rozstaliśmy się niedawno.
-Mógłbyś Polkę sobie znaleźć i tu mieszkać i pracować.
Od odpowiedzi uchroniło go pojawienie się sanitariuszy pchających szpitalne łóżko oraz dwóch pielęgniarek. Jedna z nich przykuła jego większą uwagę, bo uśmiechała się do niego życzliwie.
-Był tu twój bratanek i zostawił ci telefon -rzekł pan Piotr do pacjenta pana Tomczyka. —Obiecał wpaść za dwie godziny, to znaczy zaraz powinien tu być.  Poznał mnie i okazało się, że zna moją Martę.
-On zna sporo dziewczyn, ale niestety nie w głowie ustatkowanie.
-Tak jak Tomek. Tomek to on -powiedział, pokazując syna.
-Dzień dobry -przywitał się z kolegą ojca.
-I moja córka. Trzydziestka na karku i mówi, że ma czas -odparł Tomczyk w komitywie z jego ojcem.
-Jakbym słyszał swoje dzieci. My w ich wieku mieliśmy rodziny. 
-Bo to inne czasy tato -odparł mu Tomek.
-Misia ma przyjść po pracy, to może się spotkacie -mówił pan Jan. —Misia to moja córka i ma dwadzieścia siedem lat.

Tymczasem na korytarzu Gabrysia miała nadzieję, że uniknie wizyty, bo pielęgniarki wiozły, jakiegoś pacjenta do sali ojca i pomyślała, że będą nim zajmować się i wizyty będą chwilowo zabronione. Postanowiła również pójść do toalety. Przy automacie z kawą natknęła się na siostrę. Nie była sama, bo z przystojnym brunetem z brązowymi oczami. Pomyślała sobie, że siostra wzięła słowa ojca na poważnie i zaczęła szukać sobie chłopaka.
-Gabi to jest Damian Tomczyk kolega z wolontariatu, moja siostra Gabrysia.
-Cześć -rzekł chłopak.
-Damian mówił, że jego ojciec również przechodził taką operację i że doktor Konopka to świetny lekarz.
-Oby- odparła Gabrysia siostrze. —Jakby co to Wojtek zna kogoś w Warszawie.
-To w tej sprawie dzwonił twój szef -pytała Marta.
-Dokładnie. Może w dwa dni wszystko załatwić.
-To ja się pożegnam dziewczyny -wtrącił Damian. —Do miłego zobaczenia Marta.

Po wyjściu z sali ojca Tomek poszedł na poszukiwania sióstr, bo chwilowo ich nie było na korytarzu. Najpierw przy automacie z kawą natknął się na młodszą, a chwilę później i na Gabi wychodząca z toalety.
-Tak źle nie było siostrzyczko -rzekł pocieszająco do drugiej z nich. —Jest pacjent obok, to może nie będzie się rozkręcał. Chociaż mają jakąś komitywę na ożenki. Mnie już próbował ze swoją córką swatać.
-Brakowałoby tylko wolnego syna -wymruczała.
Gdy Gabrysia weszła do sali w pierwszej kolejności zauważyła Damiana, siedzącego przy łóżku drugiego pacjenta.
-Jaka miła niespodzianka Gabi -zagaił Damian.
-Znacie się? -zapytał nieznajomy pacjent. —Chociaż nie powinno mnie to dziwić. Damian zna tyle dziewczyn.
-Poznaliśmy się przez Martę moją siostrę chwilę temu proszę pana.
-To jest więc ta pana córka, co prędzej sprzeda ruderę bez wygód na końcu wsi zabitej dechami mieszczuchowi, niż pójdzie na randkę? -pytał Damian.
-Tato mówiłeś mu takie rzeczy? -pytała z oburzeniem.
-Wiem i o innych twoich zaletach, a nie tylko o tym, że w negocjacjach jesteś ekspertką. Jesteś zaradna, szczera, pomocna, masz empatię, poczucie humoru. Masz wszystko to co lubię u kobiety. 
-Brakuje mi tylko tej najważniejszej zalety, co lubią faceci. Nie mam figury 90-60-90 -mówiła, bo zdawała sobie sprawę, że ma bardziej męską sylwetkę niż damską.
-Widzę, że masz i cięty język -rzekł Damian.
-Mógłby pan powiedzieć coś synowi -zwróciła się do pana Jana.
-On nie jest moim synem -odparł.
-To kim jest. On jest Damian Tomczyk a pan Jan Tomczyk. Tak pisze na karcie. A Damian mówił, że ma tu ojca.
-Nie mówiłem, że mam tu ojca, tylko że się leczył -wytłumaczył sam zainteresowany. —A to jest mój wuja.
-Właśnie to mój bratanek i nie mogę mu niczego zabronić -mówił z rozbawieniem starszy z Tomczyków.
-Spisek uknuliście przeciwko mnie? -pytała, gdy zbierała się do wyjścia.
-Gabi nie ma o co się obrażać, bo oni tacy są zawsze -mówił ojciec.
-Miło było cię poznać Gabi -rzekł do odchodzącej dziewczyny Damian.

Kolejna część nie prędzej jak za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.