Pshemko nie zamierzał czasu tracić i sprawą zeswatania Uli i Marka zajął się bezzwłocznie. Od Izy przypadkiem usłyszał, że Urszula rozważa wyjazd z Piotrem na kajaki w najbliższy weekend i dlatego na szybko zorganizował im wyjazd do Londynu. Oboje siedzieli w Sali konferencyjnej i pracowali, gdy przyszedł do nich z propozycją nie do odrzucenia.
-Mam zaproszenie do Londynu od samej Mileny Hermann -Green -rzekł im we środowe popołudnie. —To prezes firmy Fashion Green. Obiecała mi, że znajdzie czas na rozmowę z przedstawicielami naszej firmy i może uda się nam nawiązać współpracę.
-Świetnie Pshemko -rzekła Ula. —Gdzie i kiedy mamy się spotkać.
-W ten weekend. W sobotę jest pokaz, a w niedzielę otwarcie Targów Mody. Wypadałoby i tam zajrzeć.
-Teraz? Mam już plany.
-To coś ważnego? -pytał. —Dobrze byłoby, żeby prezes z nią porozmawiała i ktoś z Febo albo Dobrzańskich. Inaczej Milena weźmie nas za niepoważnych.
-Nie Pshemko. Nic, co może nie poczekać. Dobrze pojedziemy. Moje plany mogą poczekać.
-Świetnie. -mówił z uradowaniem. —Oddzwonię i potwierdzę waszą obecność.
- Głupio wyszło Ula -odezwał się Marek. —Miałaś pojechać na kajaki.
-Spokojnie Marek. Jeziora nie wyschną.
Pshemko nie tylko zadzwonił do Londynu, ale i do Krzysztofa z dobrymi wiadomościami.
-Zgodzili się i razem lecą Krzysiu. Od piątku do poniedziałku rano będą w swoim towarzystwie. Teraz twoja kolej.
-Wiem i jutro się tym zajmę. W niedzielę są urodziny Marka i spróbuję wykorzystać święto Marka dla dobra sprawy.
W planach seniora Dobrzańskiego było to, aby razem z Ulą i Sebastianem wyprawić synowi przyjęcie w tajemnicy. Dlatego w czwartkowe popołudnie spotkali się we trójkę, aby obmyślić plan działania.
-Marek do tej pory świętował w gronie rodziny, ale czuć było, że nie są to urodziny, jakie się mu marzą -opowiadał Krzysztof. —Było oficjalnie i nudno.
-Dlatego w klubie robił drugie dla kumpli -dodał Sebastian.
-Teraz co proponujecie?
-Przyjęcie tu we firmie w poniedziałek albo we wtorek Ula. Prędzej we wtorek -oznajmił Olszański.
-Ostatnio współpracuje pani dużo z Markiem i zadaniem pani, byłoby głównie zajęcie go czymś przed południem -mówił Krzysztof. —Najlepiej byłoby, abyście oboje gdzieś przepadli i pojawili się we firmie około 14.
-Postaram się coś wymyślić. I tort upiekę i przywiozę. Świeczki również kupię.
-Ostatni raz świeczki zdmuchiwał na torcie lata temu -odparł z zamyśleniem Krzysztof.
-Tak szczerze to zdarzało się, że w klubie dostał torcika ze świeczką od jakiejś dziewczyny.
-To teraz tu będzie mieć tort, balony, piszczałki, serpentyny i inne czapeczki -odparła Ula.
Nazajutrz do pracy Ula przyjechała już z walizką, bo o szesnastej mieli samolot do Londynu. Przy okazji przypomniał się jej wyjazd do SPA sprzed paru miesięcy, gdzie przeżyła swoje najpiękniejsze chwile z Markiem. Lot i podróż z lotniska do hotelu minęła im spokojnie. Przed ósmą był jeszcze czas, aby pójść na kolację, a później zobaczyć Londyn nocą. Mimo to, że miejsce było urocze a atmosfera romantyczna, Marek nie próbował przekonać Uli do siebie. Chodzili i rozmawiali jak przyjaciele.
-Ula wiem, że Tamiza to nie jezioro a prom nie kajak, ale może pojutrze zorganizowalibyśmy sobie wieczorem rejs po rzece?
-Czemu nie Marek. Będzie należał się nam relaks na koniec pobytu.
-Świetnie. Posprawdzam wszystko i ewentualnie zarezerwuję dla nas bilety.
-Oby było cieplej niż dzisiaj.
-Zimno ci? Mogłaś mówić. Proszę, okryj się moją marynarką.
-Ale teraz ty jesteś w samej koszuli?
-Nie szkodzi Ula. Dam radę -odparł, okrywając ramiona i przy okazji obejmując.
-To lepiej będzie, jak wrócimy do hotelu Marek. Złapiesz jeszcze zapalenie płuc.
Następnego dnia po ósmej spotkali się na śniadaniu i przygotowywali do spotkania z Mileną. Umówieni byli na jedenastą, więc spieszyć się nie musieli. Wiadomości o Milenie Ula zdobyła z Internetu i od Pshemka. Była po pięćdziesiątce i taką samą ekscentryczką jak Pshemko. Od mistrza różniło ją to, że negocjacje z nią były łatwiejsze.
Przed trzynastą, kiedy wracali do hotelu, byli świadkami wypadku. Jakieś auto z nadmierną szybkością wypadło z zakrętu, wjechało na przystanek, potrącając najbliżej stojące osoby. W sumie były to cztery osoby. Dwie kolejne ofiary były w aucie. Teren był mniej uczęszczany i dlatego im przypadło w zorganizowaniu pierwszej pomocy. Ula wystukała numer 112 i zawiadomiła służby. Marek w tym czasie sprawdził ranne osoby. Na szczęście nadjechały jakieś samochody i łatwiej im było opanować sytuację. Zwłaszcza że do dyspozycji były apteczki samochodowe. Uwagę Uli zwróciła mulatka w wieku ok. 6-7 lat, siedząca pod wiatą i patrząca z przerażeniem na rannych. Wśród nich był jeden czarnoskóry mężczyzna i pomyślała, że to jej tata.
-Cześć -zaczęła po angielsku. —Ten pan w czerwonej koszulce i kurtce z dżinsu to twój tata? -pytała, ale mała milczała. —Albo jest tu twoja mama? Ja jestem Ula, a ty jak masz na imię? Wytrę ci buzię i spodnie, bo ubrudziłaś się lodem.
-Ulka jesteś tu potrzebna -zawołał Marek po polsku.
-Czy mama umrze, jak babcia i dziadziuś? -zapytała po polsku.
-Nie, kochanie. Jak ci na imię?
-Marysia.
-Marysiu usiądź z powrotem na ławce i nigdzie nie odchodź. Dziewczynka jednak uczepiła się jej bioder i nie chciała puścić.
Pięć minut później na przystanku było już pogotowie, policja i straż. W pierwszej kolejności zajęli się mamą Marysi. Uli udało się od dziewczynki dowiedzieć się jeszcze o nazwisko, bo jej mama oprócz telefonu i pieniędzy nic więcej przy sobie nie miała. Adresu niestety mała nie znała, a w Polsce mówiła o Baranowie.
Kiedy sytuacja z rannymi została opanowana, okazało się, że sprawa Marysi nie została rozwiązana. Z gapiów nikt jej nie znał i prawdopodobnie nie mieszkali w tej okolicy. Dlatego Ula z Markiem postanowili wziąć Marysię na noc do hotelu, a rano pójść do ambasady i na policję. Zwłaszcza że Marysia nie chciała opuścić Uli. Policja tylko spisała ich dane i sprawdziła czy jest to prawda.
Popołudniem mieli pójść na pokaz, ale ze względu na małą Marek poszedł sam. Zrezygnował tylko z bankietu. Kiedy wrócił do hotelu Ula i Marysia byli na kolacji a kelner serwował dziewczynce naleśniki i sok.
-Wytłumaczyłem cię przed panią Hermann Ula i nawet słyszała syreny.
-Dziękuję Marek. Marysia powiedziała, że jest tu krótko i że mama mówiła jej, że teraz tu będą mieszkać. Pytałam o ojca i powiedziała, że nie ma tatusia. Sytuacja jej dobrze nie wygląda.
-Może policja coś ustali, albo przez ambasadę. I oby jej mama szybko odzyskała przytomność. Jutro może uda się nam coś dowiedzieć.
Obsługa hotelowa od policji wiedziała o wydarzeniach i dla Uli i Marysi przygotowała nowy pokój z kącikiem zabaw oraz łóżkiem dla księżniczki. Cały wystrój był bajeczny i Ula liczyła, że mała choć trochę się uspokoi. Nic jednak na to nie wskazywało i musiała dać jej lizaka z melisą. Dostała go od pielęgniarki z hotelowego punktu pierwszej pomocy. W nocy mimo to budziła się. Rano było gorzej, bo była cała zapłakana. W uspakajaniu i zajmowaniem się dzieckiem miała wprawę, więc udało się ją ukoić.
W niedzielę przypadały również urodziny Marka. Ula przed sobotnimi wydarzeniami w planach miała uczcić je bardziej uroczyście, ale w zaistniałej sytuacji musiała skorygować. Udało się jej zamówić mały torcik i pojawił się na ich stoliku. Była także świeczka.
-Pomyślałam sobie, że za rozłąkę z rodzicami należy ci się jakaś rekompensata i stąd te słodkości. Wszystkiego najlepszego Marek.
-Miło, że pamiętałaś Ula.
-Trzeba życzenie pomyśleć przed dmuchnięciem -odezwała się Marysia.
-Mam takie jedno Marysiu -odparł, kiedy zabierał się do zadania.
-Mam jeszcze upominek. Proszę Marek -mówiła, podając małe zawiniątko.
Z odwinięciem prezentu Marek nie czekał.
-Jest piękny Ula -mówił na stary srebrny i ciężki breloczek. Dziękuję.
-Proszę - odparła. Odważyła się jeszcze i cmoknęła w policzek.
Po śniadaniu pojechali na policję, aby dowiedzieć się czegoś o matce Marysi. Była po operacji i jak mówili lekarze, w najbliższych dniach szpitala na pewno nie opuści. W ambasadzie nic praktycznie nie załatwili, bo była niedziela. Z braku pomysłów postanowili zostać w Anglii do wtorku, a nie do poniedziałku. Marek zadzwonił jeszcze do swojego prawnika, aby dowiedzieć się, jak wygląda prawnie sprawa Marysi. We wtorek dalej nie było nic wiadomo o rodzinie Marysi, a mama była w śpiączce. Tym samym sytuacja małej się skomplikowała. Dziewczynka po trzech dniach spędzonych z Ulą i Markiem ufała im, a dla reszty była zdystansowana. Oboje musieli podjąć jakąś decyzję.
*****************
Sprawa Marysi i wypadku jej mamy zatrzymały Ulę i Marka na dłużej w Londynie. Najpierw przylot do Polski przełożyli z poniedziałku na wtorek, a później na czwartek.
-Marek nie ma sensu, abyśmy oboje tu siedzieli -mówiła w środę rano przy śniadaniu. —Mamie Marysi i tak nie pomożemy. Ty leć, a ja zajmę się Marysią. Mnie lepiej znosi. Będę dzwonić do ciebie i informować jak sprawa się ma.
-OK. Ula -zgodził się bez zastrzeżeń. —Ktoś w końcu z nas powinien popracować.
-Dam ci wszystkie wytyczne na najważniejsze sprawy. Reszta poczeka do poniedziałku. Postaram się wrócić w niedzielę.
-Spokojnie Ula. Jestem twoim asystentem i wiem czym mam się zająć.
Przedłużający się ich pobyt w Londynie mocno przeszkadzał Piotrowi i wyobrażał sobie, że Marek wykorzystuje sytuację.
-Ile to jeszcze potrwa Ula? -pytał, kiedy zadzwonił. —Mam wolne dwa dni i liczyłem, że spędzimy je razem. A ty bawisz się z Mareczkiem.
-Piotr jak tak mamy rozmawiać, to w ogóle nie musimy. I na pewno się nie bawimy. Nie mamy nastroju do zabawy. Zatrzymują nas ważne sprawy, jak dobrze wiesz.
-Od tego są instytucje i polska ambasada, a nie obcy ludzie.
-Marysia mi zaufała, a jej mama leży w szpitalu i dla dobra dziecka powinna zostać ze mną. Tak powiedział lekarz, a ty powinieneś zrozumieć.
-Rozumiem, ale ty dla tej małej wszystko rzucasz. Wiola powiedziała, że Marek wraca do firmy, a ty nie. Ona nie jest najważniejsza.
-Teraz jest dla mnie najważniejsza. Ona teraz nie ma nikogo bliskiego.
Inaczej na sprawę patrzył Pshemko i Krzysztof. Liczyli, że ich przedłużający się pobyt i Marysia zbliży do siebie Ulę i Marka.
-Mamy wszystko pod kontrolą -zapewniał mistrz. —Siedźcie tam i zajmujcie się tą małą, skoro lgnie do was. Urszula tak dobrze zna się na takich maluszkach.
-Miło wiedzieć, że wszystko gra i buczy, ale wszystkiego za nas nie zrobicie.
-Krzysiu obiecał pomóc, więc naprawdę nie spieszcie się.
Senior również zadzwonił do syna, aby powiedzieć mu, aby nie spieszyli się z powrotem do Polski.
-Ta mała potrzebuje teraz kogoś bliskiego i najwidoczniej was wybrała. Rozsądne byłoby pozostanie z nią, jak najdłużej.
-Tak mówił lekarz i taki mamy plan. Później zobaczymy tato. Wszystko zależy od stanu zdrowia jej mamy.
-Pamiętajcie, że na mnie możecie liczyć.
Zanim Marek wyleciał do Polski sprawa Marysi i jej mamy Kingi nieco ruszyła do przodu. Z rachunków w kieszeni kobiety zlokalizowano sklepik, gdzie kupowała chleb, wędliny i inne sprawunki. Był on polskimi delikatesami i jak miało się wkrótce okazać, Kinga pracowała w nim od miesiąca. Właściciel wiedział, tylko że w Polsce mieszkała na wsi w Wielkopolsce i w ostatnich miesiącach straciła rodziców. Do Anglii przyleciała do koleżanki, ale gdzie ma jej szukać nie wiedział. Dopiero kiedy policjantom udało się uruchomić jej telefon, nawiązano kontakt ze znajomymi. Okazało się wtedy, że nie ma żadnej rodziny, a ojciec dziecka to narkoman, niedawno wyszedł z więzienia i uciekła przed nim do Londynu.
W czwartek rano przed wylotem we trójkę zjedli śniadanie. Głównie Ula z Markiem jadła, bo Marysia oglądała bajkę na telefonie Marka.
-Wy jesteście parą? -zapytała znienacka.
-Nie. Marek jest moim przyjacielem -wyjaśniła Ula. —Dlaczego tak myślałaś Marysiu?
-Pan Marek ma pani zdjęcia na telefonie. O takie -dodała, pokazując ekran główny, na którym ona była.
-Przyjaciele czasami mają zdjęcia przyjaciół przy sobie -wyjaśnił Marek.
-Szkoda. Jesteście jak piękna księżniczka i książę, który ratuje księżniczkę, a później żyli długo i szczęśliwie.
-Przyjaciele mogą tak samo żyć długo i szczęśliwie -odparła Ula. —A prawdziwa przyjaźń jest wielkim szczęściem.
-Ale przyjaciele dzieci nie mają.
-Zazwyczaj nie mają -odparł tym razem Marek.
-Chyba że zrozumieją, że się kochają, jak w tej bajce co mama mi czytała i dzieci mieli.
Lekarze opiekujący się jej mamą planowali wybudzić ją ze śpiączki w sobotę. W pierwszych godzinach po przebudzeniu okazało się, że ma spore luki w pamięci, a z wypadku praktycznie nic nie pamięta. Pamiętała jednak o córce. Lekarze byli też niemal pewni, że umysł nie wróci do całkowitej sprawności. Tym samym sytuacja Marysi się skomplikowała, bo nie miała żadnego prawnego opiekuna. Ula, będąc właśnie w szpitalu zastanawiała się nad tym. Nie długo jednak, bo nagle zakręciło się jej w głowie i osunęła się na podłogę. Kiedy ocknęła się leżała na kozetce i była przy niej pielęgniarka z lekarzem. Od razu zaczęli wypytywać o zdrowie, bo chcieli dojść do przyczyny omdlenia. Padło i pytanie o ciążę.
-Jest taka możliwość -odparła, bo jak już rozmawiali z Marysią i Markiem o dzieciach i bajkach, przemknęło jej przez myśl, że minął czas na jej te dni.
Ula po potwierdzeniu swoich podejrzeń zastanawiała się co teraz. Ciągle tkwiły w jej umyśle oszustwa, jakich dopuściła się wobec niej Marek. Jednak wiedziała, że za parę tygodni przytyje i prawda wyjdzie na jaw.
Do Polski wróciła tydzień później razem z Marysią. Marek pozałatwiał wszystkie formalności i mała miała na razie zostać pod opieką Uli. Sytuacja dziewczynki jednak nie rysowała się kolorowo, bo jej mama ciągle miała zaniki pamięci i trudności w poruszaniu się. To mogło ją dyskwalifikować ją do opieki nad córką. Seniorom Dobrzańskim natomiast udało się sprowadzić ją do Polski na dalsze leczenie i rehabilitację. Marysia u Cieplaków w domu szybko się zaklinowała, bo miała do towarzystwa Beatkę. Ula tymczasem dalej milczała w sprawie ciąży i spotykała się z Piotrem. Ten przypadkiem znalazł w torebce Uli pudełko z kwasem foliowym. Tym samym odkrył tajemnicę Uli i postanowił coś z tym zrobić.
-Kiedy zamierzałaś powiedzieć mi -pytał z wyrzutem, kiedy spotkali się po raz trzeci.
-O czym?
-Że jesteś w ciąży?
-Bo to ja jestem w ciąży i ty z nią nie masz nic wspólnego.
-Ale wszystko zmienia między nami. Teraz on nigdy nie zniknie z naszego życia.
-Jakiego naszego życia Piotr? Nie ma naszego życia. Jesteśmy znajomymi i tylko ty chciałeś czegoś więcej, nie ja.
-To po co były te spotkania, pocałunki. A może chciałaś wykorzystać mnie do odegrania się na nim. On cię skrzywdził i postanowiłaś, aby i on poczuł, jak to jest cierpieć
-Przestań Piotr. Spotykałam się, bo koleżanki nalegały i to ty mnie pierwszy pocałowałeś. Ja się nie prosiłam.
-Trzeba było od razu powiedzieć, że nic z tego nie będzie, a nie dawać nadzieję.
-Ok Moja wina -odparła, aby zakończyć dyskusję. —Było miło cię poznać i od ciebie zależy czy dzisiaj będzie, to żegnaj, czy cześć.
Pech albo i nie sprawił, że gdy wracał po spotkaniu z Ulą, spotkał Marka przy swoim aucie i napomknął o ciąży.
-Gratuluję -mówił wrogo. —Wygrałeś.
-O co ci chodzi? -zapytał tym samym tonem.
-O Ulę i jej ciążę.
-Ula jest w ciąży? -zapytał podejrzanie.
-Nie wiedziałeś? Skoro, nie powiedziała ci, to może nie twoje. Może nie wie czy twoje, czy moje. Albo jeszcze ktoś inny jest ojcem. Inaczej by ci powiedziała.
-Nawet nie myśl o niej w ten sposób -mówił, patrząc w twarz. —Ula nie jest z tych, co zmieniają facetów.
-To zostaje nas dwóch.
-Co tu robicie? -znienacka zapytała ich Ula.
-Czy to prawda, że jesteś w ciąży i nie wiesz, kto jest ojcem? -pytał Marek. —Ja czy on.
-Piotr jak mogłeś kłamać Markowi. Między nami nic takiego nie było.
-Żeby poczuł choć trochę, co to znaczy porażka.
Zanim odpowiedziała, Marek załatwił sprawę po męsku i dołożył mu w gębę.
-Chodź Ula do mojego samochodu. Musimy porozmawiać -rzekł, pozostawiając Sosnowskiego samemu sobie. Nawet nie przejmował się tym, że poleciała mu krew z nosa. Tak samo jak Ula.
-Kiedy chciałaś mi powiedzieć Ula? -zapytał, kiedy odjechali kawałek.
-Wkrótce. Teraz najważniejsza jest sprawa Marysi.
-Nasze dziecko jest najważniejsze Ula. I najpiękniejsze, co mogło mnie spotkać. Już je kocham. Tak jak ciebie i chcę mieć was oboje przy sobie.
-Nie jestem gotowa zaufać ci ponownie.
-Rozumiem. Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebować. Dzwonił prawnik w sprawie Marysi Ula. Przyślą kuratora sądowego czy kogoś tam do sprawdzenia warunków i dopiero okaże się co dalej z nią.
-Nie chcę, żeby trafiła do pogotowia opiekuńczego czy podobnego miejsca.
-Raczej do rodzinnego domu dziecka i ja nie zamierzam się poddawać.
-Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy Marek, aby się tak nie stało.
Wkrótce wszyscy wiedzieli, że Ula i Marek zostaną rodzicami. Jak to, że Ula nie chce wiązać się z Markiem. Tym postanowili zająć się ich przyjaciele. Wioletta, Ala, Sebastian, Maciek, Pshemko i Krzysztof. Kubasińska przekonywała Ulę, że wie od Seby, że Marek kocha nią tylko nią i zawsze nią. Jej chłopak radził, aby przyjaciel porozmawiał z Ulą i najlepiej jakby zabrał ją w jakieś romantyczne miejsce i się oświadczył. Marek uważał jednak, że nie ma sensu, bo Ula jest za bardzo uparta i sama musi zdecydować. Maciek dał w końcu jej list, który Marek kiedyś napisał do niej, a Ala odniosła się do niego i zapewniała, że wszystko, co pisze w nim jest prawdą. Włącznie, z tym że odwołał ślub dla niej. Pshemko robił wszystko, aby jak najczęściej razem pracowali, a Krzysztof postawił na rozmowę z Ulą.
-Nawet nie wie pani, jak bardzo cieszymy się, że zostaniemy dziadkami -mówił jej Krzysztof. —Nie wiem czemu z Pauliną nie zdecydowali się na taki krok, ale teraz wiem, że dobrze się stało. W ich związku nie było szczerej miłości i na dziecku mogłoby się to odbijać. Teraz widzę w oczach Marka miłość i szczęście. Szkoda, że pani jest tak nieugięta i nie potrafi wybaczyć Markowi. On dla pani zrobiłby wszystko.
-Ja to wiem, ale moje rany są jeszcze świeże. A ojcem nie zabronię mu być. Tak jak państwu dziadkami.
-Miło wiedzieć, ale powinna pani pomyśleć o sobie. Dobrze mieć kogoś blisko siebie z kim można dzielić smutki i radości. Dziecko innej osoby nie zastąpi. Niech pani pomyśli jeszcze o związku z Markiem. On panią naprawdę kocha, a prawdziwa miłość się nie kończy.
Parę dni później było już wiadomo, że mama Marysi będzie miała trudności w poruszaniu się i częściowe zaniki pamięci. Wszystko to ograniczało jej prawa rodzicielskie, chociaż odebranych ich nie miała. W tej sytuacji najlepszym wyjściem byłaby rodzina zastępcza dla Marysi. Ula z Markiem zgłosili swoją chęć zaopiekowania się dziewczynką, ale prawnik powiedział im, że kłopot tylko polegał na tym, że nie są małżeństwem i potrzebne są kursy.
-Marek ożenisz się ze mną -zapytała, kiedy wyszli z kancelarii. —Nie chcę rozstawiać się z Marysią ani z jej mamą.
-Wolałbym ożenić się z tobą z miłości, ale skoro inaczej nie można, to zgoda.
Ślub planowali zacząć organizować już następnego dnia, ale okazało się, że mama Marysi po wyjściu ze szpitala nie ma się, gdzie podziać. W tym pomocni okazali się seniorzy, którzy zgłosili chęć zaopiekowania się zarówno Marysią, jak i jej mamą i zabrać obie do siebie.
-Twoi rodzice Marek są cudownymi ludźmi. Nie są najmłodsi, a wzięli pod dom dwie osoby, który trzeba poświęcić trochę czasu.
-Na razie mieszkam z nimi i będę pomagał. A ty będziesz mogła o każdej porze wpadać.
Od tego czasu minął miesiąc. Marysia i Kinga zadomowiły się w posiadłości Dobrzańskich, a Ula wpadała w odwiedziny bardzo często. Co do związku z Markiem ciągle była oschła. Do czasu aż do sprawy nie wkroczyła Marysia. Wyciągnęła ze skarbonki wszystkie swoje oszczędności i z pomocą Sebastiana zamówiła bukiet kwiatów i wraz z bilecikiem wysłała do Uli. Kwiaty sprawiły jej przyjemność, ale nie zamierzała miała okazać tego. Kiedy dziękowała Markowi, wyjaśniło się, że to nie on i dopiero Sebastian sprawę wyjaśnił. Popołudniu pojechała w odwiedziny do Marysi, aby porozmawiać z nią, że nie powinna tak robić. Dziewczynka była z Heleną na zakupach przed powrotem do szkoły i porozmawiała z jej mamą. Kobiecie przyszła chęć na zwierzenia.
-Zanim poznałam ojca Marysi, spotykałam się z takim jednym Dawidem. Ale pokłóciliśmy się i poznałam Nelsona. Nie chciałam nikogo słuchać, żeby nie skreślać naszej miłości, ale nikogo nie słuchałam. Nawet jak sam prosił. Teraz wiem jaki wielki błąd popełniłam. Nelson szybko okazał się nieodpowiedzialnym chłopakiem i odeszłam od niego. Wróciłam do rodzinnej miejscowości i musiałam patrzeć, jak Dawid tworzy szczęśliwy związek z inną. Teraz oprócz Marysi nie mam nikogo z rodziny i dziękuję, że los postawił na drodze ciebie i państwa Dobrzańskich. Inaczej byłabym sama. Koleżanki przyjęły mnie i pomogły w Londynie, ale one miały swoje życie, chłopaków i byłam piątym kołem w wozie.
-Smutne nie mieć zbyt wielu koło siebie.
-To prawda, ale sama jestem sobie winna. Cały czas kochałam Dawida, a nie chciałam porozmawiać z nim. Kiedy byłam, gotowa był zajęty.
Po tej rozmowie Ula postanowiła, że porozmawia z Markiem, bo że go kocha, wiedziała. Miał odwieźć ją do Rysiowa i nadarzała się okazja. Przejeżdżali obok ich miejsca przy Wiśle i Ula poprosiła, aby się zatrzymał.
-Tu Ula? -pytał, zjeżdżając na pobocze.
-Tak Marek. Tu czułam, że po raz pierwszy naprawdę całowałeś mnie.
-Bo tak było Ula. Dlatego wracam tutaj tak często.
-To od teraz razem będziemy przyjeżdżać. Kocham cię Marek i sama nie wiem, dlaczego byłam taka uparta i oschła dla ciebie.
-Ula ty naprawdę? Tak bardzo cię kocham.
-Nigdy niczego nie byłam tak pewna, jak tego że cię kocham Marek.
Pięknych Świąt Bożego Narodzenie, spędzonych w gronie rodziny oraz samych szczęśliwych dni w nadchodzącym Nowym Roku 2021
Życzy: Niepoprawna Romantyczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.