wtorek, 22 października 2019

Z myślą o Uli.1/2

Przyjście Uli do szpitala do Marka po jego wypadku dobrym pomysłem nie było. Chciał tyle powiedzieć mu, a nie miała okazji nawet zobaczyć się z nim, bo na korytarzu spotkała Paulinę, która powiedziała jej, że Marek nie chce jej widzieć. Nie wiedziała tylko, że Febo również dopiero przyszła i nawet nie miała okazji zobaczyć się z byłym narzeczonym.
Marek tymczasem nie wiedząc, co się dzieje na jednym z korytarzy poszedł do toalety. Chciał również wejść do pokoju lekarskiego i spytać o jakiś środek przeciwbólowy. Do środka nie wszedł, bo usłyszał część rozmowy dwóch lekarzy, oglądających zdjęcie z prześwietlenia głowy.
-Gdyby nie ten wypadek to pewnie jeszcze długo tętniak rósłby w mózgu, a pacjent nie wiedziałby o tym. Z tego, co wiem nie dawał żadnych objawów.
-A ile lat na pacjent?
- Jest po trzydziestce.
-Młody człowiek. Według mnie tętniak jest nieoperacyjny. Ale zobaczymy, co powie neurochirurg -mówił jeden z nich idąc w stronę dzwoniącego telefonu. 
-Za dwie godziny skończy operować, to powinien zobaczyć prześwietlenie pana Dobrzyckiego -dodał drugi z lekarzy, ale dźwięk telefonu nieco zagłuszył.
-Trzeba porozmawiać z pacjentem. Jutro popołudniu będzie ordynator, to zastanowimy się wspólnie jak przejść przez to.
-Tylko jak powiedzieć pacjentowi, że ma tykającą bombę w głowie.
Nie podsłuchując dłużej poszedł zdruzgotany w stronę swojej sali.
Prześwietlenie pana Dobrzańskiego. Tętniak nieoperacyjny. Tykająca bomba w głowie -słowa lekarzy kołatały mu w głowie. Nawet nie wiem, ile zostało mi czasu. Tętniak może w każdej chwili pęknąć i zalać mózg.  Może to tydzień, miesiąc, rok albo tylko dzień. Nigdy nie doświadczę szczęścia jak oni -myślał, patrząc na jakiegoś mężczyznę z żoną i dzieckiem.
Wraz z tymi ponurymi myślami doszedł na salę. Chwilę później pojawiła się u niego Paulina.


-Marco tak mnie przestraszyłeś -mówiła, przysiadając na łóżku i głaszcząc po policzku. —Niczym się nie martw, bo zajmę się tobą i szybko wrócisz do zdrowia. Tak jak poprzednio.
-Paula nie potrzebuję pomocy ani współczucia – rzekł jej wyjątkowo brutalnie. —Chcę być sam. Możesz to uszanować. Dopiero co miałem wypadek.
-I tylko dlatego wybaczam ci twój ton Marco. Coś ci przynieś? -pytała z uśmiechem.
-Nie. Nie rozumiesz tego krótkiego słowa. Masz się wynieś z tej sali albo zadzwonię po pielęgniarkę i siłą cię wyprowadzą do samych drzwi wejściowych. Pośmiewiska chyba chcesz uniknąć -dodał, sięgając po przycisk przywołujący pielęgniarkę.
-Jesteś chamski i podły -odparła i wyszła.
Ula tymczasem po niemiłej rozmowie z Pauliną wyszła ze szpitala. Tam czekał na nią Piotr, chociaż nie miał na nią czekać. Rozmawiać ochoty z nim nie miała, ale wiedziała, że musi powiedzieć mu, co czuje. Postanowiła, że załatwi to szybko.
-Ciągle jesteś?
-Nie mogłem zostawić cię samej Ula. Zawiozę cię do firmy.
-Sama pojadę Piotr i przepraszam, że dawałam ci nadzieję na coś więcej, ale ja cię tylko lubię. Nie będę potrafiła pokochać cię. Z Markiem też nie będę, bo właśnie dowiedziałam się, że wybrał Paulinę.
-Ula poczekam na twoją miłość -rzekł po chwili.
-Nie Piotr. Możemy zostać tylko dobrymi znajomymi -odparła i uciekła.
Później usiadła na ławce przed szpitalem i rozpłakała się. Taką zastał ją Sebastian.


-Ula? Co tu robisz? Płakałaś? -zarzucił ją pytaniami.
-To nic Sebastian.
-Marek może przyjmować już wizyty.
-Chyba tak Seba. On nie chce mnie widzieć. Paulinę wybrał. Spotkałam ją na korytarzu, gdy wracała od Marka.
-I to ona ci to powiedziała, a ty jej uwierzyłaś. Idziemy Ula -mówił, biorąc pod rękę.
-Dokąd?
-Do Marka.
-To bez sensu Seba -protestowała, gdy Olszański ciągnął w stronę wejścia.
Gdy dochodzili do jego sali usłyszeli ostatnie słowa Marka i Pauliny. Febo chwilę później pojawiła się na korytarzu.
-Paula, dlaczego okłamałaś Ulę? Myślałaś, że się nie wyda?
-Niech sobie go bierze. Coś mu na mózg padło.
-Chyba tobie Paulino -odparł Olszański.
Gdy jednak zaczęli z nim rozmawiać zrozumieli, co miała na myśli Paulina.
-Zobacz, kogo ci przyprowadziłem Marek –rzekł z przekonaniem, że widok Uli ucieszy go.
-Niepotrzebnie. 
-Paulina mówiła, że ci odwaliło, ale nie myśleliśmy z Ulą, że mówiła poważnie -stwierdził zdezorientowany Sebastian.
-Nie odwaliło mi tylko, tylko -próbował coś powiedzieć.
-Nie jadę do Bostonu Marek. Nie mogę wyjechać z kimś, kogo nie kocham -oznajmiła mu Ula. —Sam kiedyś tak mówiłeś.
-Myliłem się -odparł momentalnie. —Lepiej być z kimś, kto cię kocha i próbować pokochać niż być z nikim.
-Tym nikim niby jesteś ty? -pytał Sebastian.
-Marek, dlaczego mówisz takie rzeczy? -pytała Ula.
-Dlatego że wiem, jaki jestem -mówił zdecydowanym głosem. —Nie jestem typem, który jest wierny. Nie chcę kiedyś cię krzywdzić, jak krzywdziłem Paulę.
-Właśnie to robisz Marek -mówił Olszański. —Krzywdzisz kobietę, która...
-Seba to nie ma sensu -wtrąciła Ula, chcąc odejść. —Nie będę się pchała na siłę w jego życie.
-Ula poczekaj. Coś tu nie gra. Jeszcze wczoraj myślał inaczej.
-Ale teraz wiem, że nie chcę się z nikim wiązać -odparł brutalnie.
-Więcej razy nie będę ci się narzucać – odparła Ula i uciekła z sali z płaczem jak parę minut wcześniej, gdy Paulina powiedziała jej, że Marek nie chce jej widzieć. Teraz bolało jednak znacznie mocniej. 
-Marek nie rozumiem cię -rzekł, gdy Ula wyszła. —Od uderzenia w głowę naprawdę pomieszało ci się w łepetynie? Tyle czasu zabiegałeś o Ulę, a teraz nie chcesz się wiązać, bo boisz się, że kiedyś możesz ją zranić. Głupie to jest.
-Seba wiem, co mówię -mówił stanowczo.  
-Chyba nie wiesz. Zapomniałeś, jak wszystkie panienki odsyłałeś, gdy zrozumiałeś, że Ulkę kochasz.
- Fakt Seba od chwili, kiedy zrozumiałem, że kocham Ulę nie zainteresowała mnie żadna kobieta -mówił, podchwytując to, co mówił Sebastian. —Był tak do dzisiaj. Jedna pielęgniarka zadziałała na mnie. Rozumiesz Seba. Poczułem to samo jak w starym życiu. Jak byłem z Pauliną. Stało się raz może być kolejny.
-To o to chodzi -odparł, choć nie był przekonany do tego, co mówi.
-Możesz teraz coś zrobić dla mnie? -zapytał szybko, aby przyjaciel tematu nie drążył.
-Co konkretnie.
-Przynieś mi spodnie, koszulę, bieliznę.
-A co? Wypuszczają cię?
-Tak. Zrobią mi jeszcze jedno badanie i jeśli wszystko wyjdzie dobrze wychodzę stąd -odparł kłamiąc, bo lekarze nic takiego mu nie mówili.
Sebastian z rzeczami w szpitalu pojawił się popołudniem.



-Dzięki Seba. Jesteś najlepszym kumplem.
-Proszę Marek. Wiola mówił, że Ula jest załamana. Nikt nie może uwierzyć w to, co zrobiłeś.
-Zapomni –odparł błaho.
-Kiedyś ja ci mówiłem, że wyliże się jak wszystkie, a teraz ty mi coś podobnego.
-Pamiętam. Byłem wściekły na ciebie za takie głupie gadanie.
-Teraz ja jestem wściekły na ciebie. Ciągle ci nie przeszło to zauroczenie pielęgniarką.
-Nie -odparł krótko. —Pomyślałbyś w tamtych czasach, że kiedyś będziesz Uli bronił.
-Nie. A co zamierzasz teraz robić? Paulinę rzuciłeś, Ulę rzuciłeś.
-Nie wiem. Na razie wyjadę na urlop. Tak jak planowałem. Później zobaczymy. Będę dzwonił. I jakby coś się działo złego z Ulą to mi mów.
-Widzisz Marek. Nie jest ci obojętna -przekonywał Olszański. —I nie mów, tylko że to przyjaźń.
-Bo tak jest. Jej przyjacielem nigdy nie przestanę być, a przyjaciele pomagają sobie. Choćbym był na końcu świata, to jej pomogę.
-Idea piękna, ale nie taka, jaką byśmy sobie życzyli -rzekł mu szczerze. —Jutro rano wpadnę Marek -dodał. —Wiolka już na mnie czeka.
-Ok. Rozumiem.  Nie chcę narażać cię na gniew Wiolki. Pozdrów ją ode mnie. I do jutra -dodał, choć wiedział, że go już tu nie będzie.
Może nawet to nasze ostatnie spotkanie -myślał, gdy wychodzili z sali.  Na pamiątkę zapiszę ci samochodziki.
Przyjaciela odprowadził do samej windy. Tam spotkał pacjenta z sali obok, który odprowadzał żonę i córeczkę.
-Również z wypadku? -zapytał na widok gipsu na ręce.
-Z wypadku, ale w czasie pracy. Kolega źle umocował rusztowanie i spadłem z trzech metrów tak nieszczęśliwie, że złamałem rękę.  Najchętniej wyszedłbym stąd, ale żona uparła się, aby posłuchać lekarzy i zostać dłużej dla bezpieczeństwa.
-Bo ma rację. Ma pan dla kogo żyć i lepiej wyjść całkiem zdrowym.

Kwadrans po wyjściu przyjaciela był już przebrany i wyszedł niezauważony ze szpitala. Godzinę później natomiast siedział w jednej z kancelarii adwokackiej i przepisał cały swój majątek na Ulę. Później wpadł na moment na Sienną po swoje rzeczy i dokumenty i pojechał na lotnisko. Planu, gdzie ma lecieć nie miał i wybrał Portugalię i lot na godzinę dwudziestą pierwszą.

niedziela, 13 października 2019

Rodzeństwo Góreckich cz. 4



Przez kolejne dziesięć dni życie uczuciowe rodzeństwa Góreckich zeszło na drugi plan, bo ich ojciec przechodził operację serca i cała trójka na nim skupiała uwagę. Drugim powodem było to, że ich obiekty uczuć z różnych powodów zniknęły z ich pola widzenia. Wojtek, skryta miłość Marty oraz udawana Gabi, wrócił do Krakowa. Kasia pielęgniarka, która podobała się Tomkowi pracowała na kardiologii, a ojciec po operacji był na innym oddziale.  Damian przyjaciel Marty i udręka Gabrysi natomiast był z dzieciakami na krótkim obozie. Uczucia całej trójki były i na innym etapie. Tomkowi podobała się koleżanka z dzieciństwa, ale miała chłopaka i umawiał się z ponętną Michasią. Marta zakochała się w szefie siostry Wojtku i było to uczucie odwzajemnione, ale jeszcze nieujawnione. Najbardziej skomplikowane było życie Gabrysi, która balansowała pomiędzy szefem i Damianem. Chciała coś więcej poczuć do szefa, ale nie potrafiła wykrzesać w sobie tego. W dodatku Damian wzbudzał w niej takie uczucia.
Zaproszenie Kasi przez Gabrysię do rodzinnego domu w Zielone Kamedulskie zdziwiło pielęgniarkę, ale zgodziła się przyjechać w niedzielne przedpołudnie. Zwłaszcza że nie była w tych okolicach od dwudziestu lat i chętnie wróciła do czasów dzieciństwa i wakacji u babci. Górecka nie wiedziała również, że zapraszając dawną koleżankę wyświadcza przysługę bratu.  Chłopak zrezygnował nawet z wyjścia z Michaliną na randkę, aby móc czas spędzić z dziewczynami.
-Siadaj Kaśka, a ja przygotuję kawę -zaczęła Gabrysia. —Tomek dotrzyma ci towarzystwa przez chwilę.
-Z chęcią się zajmę Kaśką -rzekł z uśmiechem.
-Twoja siostra musiała cię wyręczyć Tomek -rzekła, gdy usiadła w salonie Góreckich i zostali sami. —Obiecałeś mi wizytę tutaj i nic.
-Postaram zrekompensować się i oprowadzić cię po wszystkich zakątkach, w których się bawiliśmy.
-Ale ja przyjechałam tu do twojej siostry -przekomarzała się.
-Myślę, że Gabi odstąpi mi trochę czasu. Bardziej obawiam się co z twoim chłopakiem. 
-A co ma być z Adamem.
-Puścił cię na cały dzień. Ma dyżur?
-Nie ma, bo poleciał na dłużej do Szwecji. Chce zarobić na własny gabinet i na lepszą przyszłość dla nas.
-Skąd ja to znam -wymruczał.
-Wiem, co zaraz powiesz. To samo co moi rodzice. Związek na odległość nie ma szans przetrwać.
-Nie powiem, bo nie zawsze tak jest. Ja cztery lata temu wyjechałem z dziewczyną do Londynu, tylko dlatego żeby właśnie nie być daleko od siebie i żeby uzbierać na lepszą przyszłość. Tylko że ona tam na miejscu w ciągu pół roku znalazła sobie innego. Wiceprezesa -angielsko polskiej firmy, w której znalazła pracę.
-Smutne Tomek.  
-Zabawne, bo po roku, gdy kochaś rzucił ją i chciała wrócić do mnie, ale ja zainteresowany już nie byłem.
-Ale mimo złych doświadczeń zostałeś w Anglii.
-Zostałem, bo zadomowiłem się i miałem swoich uczniów, którzy potrzebowali, aby ktoś powiedział im, że Noce i Dnie napisała Maria Dąbrowska, a nie Konopnica.
-A już myślałam, że jakaś nowa miłość cię trzyma z dala od Polski.
-Nie ma nikogo na stałe. Trudno drugi raz zaufać.
-Jeszcze spotkasz kogoś. Zobaczysz Tomek.
Rozmowę przerwała Gabrysia, która przyszła do salonu z kawą.
-Po obiedzie możemy pójść nad rzekę i do lasu -zaproponowała. —Pójdziesz z nami Tomek czy umówiony jesteś z Michasią.
-To jednak jest jakaś kobieta w twoim życiu? -zapytała Kasia.
-To córka pacjenta, z którym leżał ojciec na twoim oddziale.  Dopiero dwa tygodnie się znamy -tłumaczył się jak dziecko, gdy coś narozrabiało.
-Wystarczy chwila, aby się zakochać -nie ustępowała.
-Bywa Kasiu, ale rzadko -odparł, choć coś podobnego mógł doświadczyć, gdy ją dojrzał po latach niewidzenia. —To, co dziewczyny zostawię was samych. Pewnie chcecie sobie poplotkować. Pojadę zawieść mamę do ojca.
-Jedź braciszku. Obiad prędzej, jak za godzinę nie będzie -odparła Gabrysia.

Na poobiedni spacer po wiosce wybrali się we trójkę.  Chodzili po okolicznych zakątkach i wspominali swoje zabawy z lat dzieciństwa.


-Ty Gabi nigdy nie chciałaś bawić się w dom -mówiła Kasia. —Zawsze mówiłaś, że będziesz przyjezdną ciocią.
-Za to zabawa w sklep zaowocowała i do dzisiaj lubię sprzedawać.
-A ty Kaśka naszym dzieciom robiłaś zastrzyki -odezwał się Tomek. —Twoja biedna lalka miała cały tyłek od cerówki podziurawiony.
-Później przerzuciłam się na misie, bo śladów nie było widać -odparła.
-Wygląda na to, że tylko ja nie pozostałem przy swoich marzeniach i nie zostałem strażakiem -dodał Tomek.
-A co z twoim ukochanym Darkiem? -zapytała Kasia.
-Od dawna żonaty z dwójką dzieci -odparła Górecka.
-Kochałaś się w Darku Łozimskim? -zapytał Tomek.
-Kiedyś sobie wróżyłyśmy i wyszło jej, że mąż będzie miał na imię na D -odparła Kasia za koleżankę.
-A jaka litera ci wyszła Kaśka? -drążył temat.
-Nie sprawdziło się, bo S.
-Damian jest na D -rzekł do siostry. —Tato mówi, że jak razem rozmawialiście, to iskry latały po całej sali.
-Facet mnie denerwuje i tyle -odparł mu.
-Przeciwności się przyciągają Gabi -mówił brat.
-Może wrócimy do czasów dzieciństwa -odparła mu.
O tym, że Damian ciągle siedział jej w głowie nikomu nie mówiła. Tak jak o wspólnym spędzonym czasie z dziećmi w szpitalu i jego pocałunku na życzenie małych pacjentek. Wmawiała sobie i to, że za tydzień pojedzie z powrotem do Krakowa i jak będzie z dala od niego, to zapomni o nim.
On tymczasem nie zamierzał odpuścić sobie Gabrysi, bo czuł, że Wojtek to nikt ważny nie jest w jej życiu. Martwiła go tylko odległość od Suwałk i Krakowa. Plan na kolejne spotkania już miał, bo zamierzał wykorzystać jej fach i zabrać ze sobą na obejrzenie domów na sprzedaż pod Suwałkami. Z propozycją nie czekał i jeszcze w czasie swojego wyjazdu na obóz z chłopakami zadzwonił do niej i umówił się na poniedziałek. Propozycja zdziwiła ją, ale zgodziła się mu pomóc.

W poniedziałkowe przedpołudnie Damian pojawił się u Gabrysi w domu i pojechali na oglądanie domów.
-Jeszcze raz wielkie dzięki, że się zgodziłaś -mówił Damian, gdy jechali w pierwsze miejsce. —Pracujesz w tym i wiesz jakie haczyki stosują agenci nieruchomości.
-Tylko że ja dużo nie wiem o twoich potrzebach. Nie wiem, czy wolisz całkiem nowe, czy stare budownictwo. Duży ogród czy mały trawnik. Ma być kilka pokoi, czy mniej.
-Ma być zadbany dom i zadbany ogród. Co do pokoi to salon i ze cztery inne pokoje.
-Wymagania nie są wielkie. A nie powinieneś poczekać, aż się ożenisz i z żoną kupować dom -argumentowała. —Razem będziecie tam mieszkać.
-Powinienem, ale w najbliższym czasie nie planuję ślubu, a u rodziców nie chcę ciągle siedzieć.
Pojawienie się ich w każdym z trzech miejsc wiązało się z tym, że wzięli ich za parę.
-Gniewasz się Gabi? -zapytał, gdy przejeżdżali z pierwszego miejsca na drugie.
-Za co?
-Pan Marcin wziął nas za parę.
-Nie, bo to nie powód do gniewu.
-A dlaczego nie sprostowałaś?
-Bo to nieistotny fakt dla nas, a on całkiem inaczej przedstawiałby ofertę osobie samotnej, a inaczej jak pojawia się para. Co do domu to ma ukryte wady. Za dużo mówił o słonecznym salonie, a po kuchni tylko przelecieliśmy.
-Czyli dom jest niepewny.
-Ja bym nie kupiła. Wiem, jak to działa Damian.
Kolejna posiadłość przedstawiona przez młodą ambitną agentkę Agatę również miała według Gabrysi ukryte wady. Ostatnie miejsce natomiast zrobiło wrażenie nawet na Gabrysi.


-Bardzo ładny ogród -zagadnęła na początek. —Schodki są pomysłowe.
-Poprzedni właścicieli dbali o niego i o dom -odparła niemłoda już pani Matylda. —W domu tak jak mówiłam jest salon na dole i jeden pokój, a na górze są trzy plus jeden mały połączony z innym. Duża kuchnia i skrytka są na dole. Do tego łazienka i toaleta osobno. Na górze są razem połączone. Zapraszam państwa do środka –dodała z serdecznością.
Wszystkie pomieszczenia na dole Gabrysia oglądała z zachwytem i nie mogła do niczego się doczepić, bo pani Matylda mówiła i o wadach, i o zaletach. Po zwiedzeniu dołu poszli na górę.
-A tu jest właśnie pokój połączony z mniejszym pomieszczeniem -mówiła agentka. —Pierwszy pokój w sam raz na sypialnię rodziców a drugi na dziecinny. W przyszłości może służyć jako garderoba.
-Słonecznie tu i widok bardzo ładny -dodała Gabrysia. —Jest i ustawne.
-To decydujemy się kochanie -zagadnął Damian z szelmowskim uśmiechem. —Powinno przyjemnie się nam tu mieszkać.
-Ja bym się zdecydowała -odparła, nie komentując tego kochanie, bo pani Matylda mogłaby uznać ich za niepoważnych, jeśli teraz okazałoby się, że parą nie są.  

Oglądanie domów przyniosło i nieoczekiwany efekt, bo w ostatnim miejscu właśnie Gabrysia dowiedziała się od pani Matyldy i właścicielki agencji jednocześnie, że chcą z mężem sprzedać agencję, bo dzieci nie zamierzają zająć się nią, a oni są po sześćdziesiątce i coraz trudniej konkurować jest im z młodymi. Dla niej o tyle było to interesujące, bo jej agencja miała filie i w mniejszych miastach.  Kwota zaś kosmiczna nie była, a renomę już miała. Po powrocie zadzwoniła z tym do swojego szefa Wojtka.
-Dowiedz się więcej Gabi -odparł, gdy powiedziała mu wszystko, co sama wiedziała. —Może to tylko jakaś upadająca firma, skoro nie ma chętnych na przejęcie biura. 
-Tylko w jeden ani w dwa dni niczego się konkretnego nie dowiem, a miałam wrócić we czwartek do Krakowa razem z Martą i jej dzieciakami z ośrodka. Chciałam pokazać jej Kamieniołom.
-Tym się nie martw. Wszystko jest do rozwiązania. Możesz zostać dłużej w domu, a Martę zabiorę do Zabierzowa.
-OK. Wojtek. Ty jesteś szefem. Powiem Marcie, że ty się nią zajmiesz. 

Marta tymczasem szykowała się na kilkudniowy wyjazd z dziewczynkami z najuboższych rodzin na parę dni do Krakowa. Wojtek zaś postanowił dotrzymać słowa danego Gabrysi i spotkać się z nią choć raz oraz skierować swoją uwagę na siebie. Zwłaszcza że od Damiana wiedział, że nic ich nie łączy, a ktoś w kim jest zakochana może nie istnieje.

Spotkanie zaplanowali na drugie popołudnie pobytu Marty w Krakowie.
-Miło cię widzieć -rzekł Wojtek, gdy spotkali się pod Kopcem Kościuszki. —Pięknie wyglądasz -pozwolił sobie i na mały komplement.
-Dzięki Wojtek. I dzięki, że zgodziłeś zająć się mną.
-Drobnostka Marta.  Zapraszam na wycieczkę. Samochód czeka.
Chwilę później jechali już jego ciemnym BMW w stronę Zabierzowa. Droga długa nie była, bo około półgodzinna. Rozmawiali zaś głównie o Gabrysi ich pracy i panu Góreckim.


-Pięknie tu Wojtek -rzekła na pierwszy widok. —Ktoś ma tu sesję ślubną.
-Sporo par wybiera to miejsce. Jest piękne i niedaleko od Krakowa. Tobie, jeśli chcesz zrobię parę zdjęć. Mam dobry aparat.
-Chętnie Wojtek. I kilka innych ujęć. Damian mówił, że tu niedaleko są świetne warunki do wspinaczki. Uwielbia ten sport.
-Są. Ja jakoś nigdy nie przemogłem się, żeby spróbować. Damianowi udało się w końcu coś wskórać co do Gabrysi? -zapytał nieoczekiwanie.
-To znaczy, że nie jesteś zainteresowany Gabi?
-Miałem interesować się nią, żeby wzbudzić zazdrość w Damianie.
-Myślałam, że jest na odwrót i że kręci z Damianem, żebyś ty poczuł się zazdrosny.
- Mnie i Gabi łączy praca. Gdyby miało być coś między nami, to dawno by się pojawiło. To, co Marta może zrobię ci zdjęcia na tle tych skał i wody –zaproponował.
-Będzie idealnie Wojtek -mówiła z zadowoleniem, że siostrę i Wojtka nie łączy żadne uczucie, bo nie mogłaby wchodzić między nich. Wiedziała jednaki i to, że nie oznacza, że Wojtek nią się nie zainteresuje.
Zdjęć zrobił sporo, a kilka z nich zamierzał zachować i dla siebie.

poniedziałek, 7 października 2019

Nieporozumienie -mini o Uli i Marku.


Całonocna praca Uli i Marka przyniosła efekty, bo kolekcja stworzona przez Ulę jako prezes nie była już zagrożona. Przyniosła ze sobą również jednak i zmęczenie. Zwłaszcza Marka, bo Ula zdrzemnęła się na kanapie we własnym gabinecie. Rano na podziękowania i rozmowę nie było czasu i oboje rozeszli się w swoje strony. Marek, który miał wkrótce lecieć do Włoch i powinien pójść i spakować się ranek spędził w parku i przypominał sobie chwile z Ulą spędzone w tym miejscu. Ula tymczasem tylko na chwilę przyjechała do domu, aby się przebrać i w towarzystwie Maćka miała wrócić do firmy. Gdy była w łazience to rozdzwonił się jej telefon, ale nie odebrała. Przyjaciel krzyknął do niej, tylko że dzwoni Marek. Po wyjściu z toalety sprawdziła telefon i odnotowała wiadomość głosową od Marka.  I choć miała ochotę odsłuchać zostawiła na później, gdy będzie sama. Wiadomości zaprzątała jej myśli również całą drogę i nawet nie patrzyła, co się dzieje na trasie.
-Gościu nieźle przywalił -rzekł Maciek, gdy docierali do centrum.
-Co mówiłeś? -zapytała nieco rozkojarzona. 
-Ula wróć do żywych. Wypadek mijamy -mówił, sporo zwalniając.
-Zatrzymaj samochód -rzekła, odpinając pasy. —To auto Marka.
-Ula nie mogę ruchu tamować -mówił, ale Ula nie słuchała go i wyskoczyła z auta. Chwilę później była przy karetce.
-To samochód znajomego -mówiła ze zdenerwowaniem do ratowników. —Dokąd go zabieracie?  Co mu jest?
-Nie mamy czasu na rozmowę -odparł jeden z nich, zatrzaskując drzwi karetki. —Jedziemy na Karową.
-Na Karową Maciek -rzekła Ula do przyjaciela, gdy ponownie pojawiła się w samochodzie Maćka.
- Ula nie widziałaś, kto jest ranny. Pełno jest takich aut w Warszawie.
-To numer rejestracyjny samochodu Marka.
-I ty pamiętasz jego numer auta?
- Tak Maciek pamiętam.  I numer pesel, telefonu i rozmiar koszuli.

Do szpitala dotarli znacznie później niż karetka, bo ruch był duży i nie jechali pojazdem uprzywilejowanym. Tam Ula zaczęła chaotycznie szukać kogoś, kto mógłby pomóc jej powiedzieć, gdzie znajdzie Marka i spytać o zdrowie.
Tymczasem lekarz i pielęgniarki zajęli się Markiem i przechodził pierwsze badania. Jedna z pielęgniarek zadzwoniła także na numer domowy i powiadomiła Paulinę.
-Gdy był pan nieprzytomny, to zadzwoniliśmy do pana domu -oznajmiła mu siostra Sylwia. —Narzeczona obiecała zaraz przyjechać tutaj.
-Niepotrzebnie. Ona nie jest już moją narzeczoną.
-Nie wiedziałam. Zawsze może pan zabronić jej widzenia.
Uli w końcu udało się zlokalizować Marka i wypytać jedną z pielęgniarek o niego. Siostra Sylwia w tym czasie wychodząc z rejestracji usłyszała ich rozmowę i uprzedziła Marka.
-Jakaś kobieta pytała o pana w rejestracji. Ładna, elegancka i zadbana brunetka.
-Nie chcę jej widzieć. Proszę powiedzieć jej, żeby poszła sobie i nie wracała -mówił, zakładając, że to Paulina.
-Może jednak zobaczy się pan z nią. Wygląda na zdenerwowaną.
-Nie -mówił zdecydowanie. —Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
Chwilę później pielęgniarka pojawiła się na korytarzu. Ula również zdążyła dojść do tej sali. Chciała już wejść, ale ta zatrzymała ją.
-Pan Dobrzański musi odpoczywać -mówiła, omijając wszystko to, co mówił Marek, bo Ula wyglądała jej na osobę sympatyczną. —Proszę wpaść później.
-Tylko na małą chwilkę -mówiła, próbując wejść.
-Naprawdę, ale nie. Pan Marek musi odpoczywać.
-Rozumiem -odparła smutno i odeszła, bo wyczuła, że pielęgniarka prawdy nie mówiła.
Po wyjściu ze szpitala usiadła na jednej z ławek i zajęła się myślami.


Wrócił do Pauliny i razem wyjadą. Tyle czasu ostatnio spędzali razem i zaowocowało. Zbyt późno zrozumiałam, kto jest dla mnie najważniejszy. Straciłam miłość życia i znowu przyszło mi płakać. 
Zadzwonił do niej również Piotr i pomimo tego, że nie miała ochoty widzieć się z nim, to umówiła. Później pojechała do pracy.

Pół godziny później w szpitalu pojawiła się i Paulina. Podobnie jak Ula szukała Marka albo kogoś, kto mógłby jej pomóc w ustaleniu, w której sali leży.
-Ma pan dzisiaj masę odwiedzin -rzekła mu ponownie siostra Sylwia.
-Kto tym razem? -pytał z nadzieją. —Kobieta?
-Tak. Przedstawiła się jako Paulina Febo.
-Paulina? -mówił do siebie. — Idiota ze mnie. Ula jest również ładną, elegancką brunetką. Kazałem wyrzucić jedyną kobietę, którą kocham.
-To znaczy, że ta pierwsza była tą, na którą pan czekał, a ta jest tą narzeczoną, której nie chciał pan widzieć -wydedukowała.
-Dokładnie tak. Ona mi tego nie wybaczy.
-To proszę się nie martwic, bo nie powiedziałam jej wszystkiego, co pan mówił. Nie mogłabym tak w twarz powiedzieć, że jest niemile widziana. Wyglądała sympatycznie.
-To, co konkretnie pani powiedziała?
-Że musi pan odpoczywać, ma później przyjść i że nie jest to czas odwiedzin i my później możemy mieć problemy -dodał ostatnie stwierdzenie od siebie.
-Nie wszystko stracone -mówił z radością. —Paulinie proszę powiedzieć, żeby odeszła i nie wracała. I proszę nie mieć skrupułów. Ona ich nie ma dla wielu osób.
Chwilę później Marek usłyszał podniesiony głos Pauliny i to, że odgrażała się pielęgniarce. Wejść jednak nie weszła.

W szpitalu pojawił się i Sebastian i była okazja, aby zadzwonić do Uli i wyjaśnić nieporozumienie. Pech chciał, że Olszańskiemu wyładował się telefon, a numeru Uli nie pamiętali, gdy chcieli skorzystać z komórki siostry Sylwii. Ten firmowy numer natomiast nikt nie odbierał. 
-Wiola pewnie pojechała już do domu, a Ula pewnie z koleżankami na pogaduszkach jest -mówił, pocieszając, bo słyszał, że Ula była umówiona z Piotrem na popołudnie. —Pewnie wpadnie niedługo. Poza tym jutro pokaz to i ma sporo pracy Marek.
-Oby wpadła Seba. Muszę wytłumaczyć jej te całe nieporozumienie.
-Jesteście w końcu sobie przeznaczeni Marek -odparł Sebastian.



Ula tego dnia nie pokazała się w szpitalu. Podobnie jak następnego dnia rano. Od rana zajęta była pokazem i jeśli myślała o Marku to tylko jako o byłym szefie. Miała i inne sprawy na głowie, a nie tylko Marka i pokaz, bo jeszcze Piotra i ich wspólny wyjazd do Bostonu. Tego dnia miała dać mu w końcu odpowiedź i pojechać ewentualnie do ambasady.
Jadąc tuż przed jedenastą do ambasady Ula miała cichą nadzieję, że będzie kolejka i powie Piotrowi, że nie ma czasu czekać. Na miejscu okazało się jednak, że Piotr wszystko prędzej załatwił, weszli bez kolejki i dużo formalności nie musiała załatwiać. Po wyjściu miała nawet o to do Sosnowskiego pretensje.
W tym samym czasie Sebastian odwiedził Marka w szpitalu i powiedział przyjacielowi, że Ula pojechała do ambasady.
-Było do przewidzenia, że wyjedzie -mówił strapiony. —Od trzech tygodni doktorek nie mówił o niczym innym jak o wyjeździe.
-I chcesz tak rozstać się z Ulą?  Bez rozmowy? -pytał Olszański. —To jest najgorsze, co możesz zrobić. Co możecie zrobić z Ulą. Dogadywaliście się zawsze.  
-Przepadło Seba. Przepadło. Wyjadę gdzieś daleko i zapomnę. Ona już wybrała.

Po powrocie do firmy Ula zajęła się mniej ważnymi sprawami, a większy ruch przed pokazowy rozpoczął się przed szesnastą. Wtedy również Sebastian mógł w końcu porozmawiać z Ulą i przekonać ją, aby odwiedziła Marka w szpitalu albo choćby zadzwoniła i spytała o zdrowie. Miała już to uczynić, ale mistrz Pshemko zdenerwowany tym, że wszyscy zajęci są swoimi komórkami, a nie tym co mówi, to kazał oddać je do przechowania do czasu końca pokazu. Ula wyjątku również nie stanowiła. Gala dłużyła się Uli, chociaż prezentacje poszczególnych kreacji przebiegały dość szybko. Po pokazie Pshemko tak jak obiecał oddał wszystkim telefony i chciała już zadzwonić do Marka, ale zainteresowała ją wiadomość na poczcie głosowej.
Ula proszę cię nie wylatuj. W szpitalu zaszło nieporozumienie. To Paulinę pielęgniarki miały odprawić, a nie ciebie. Kocham cię i nic, i nikt tego nie zmieni. Chciałem nawet z miłości do ciebie zrezygnować z ciebie, żebyś była szczęśliwa w Bostonie, ale nie potrafię i chcę zawalczyć. Nie wylatuj Ula, nie wylatuj.
Słowa, które usłyszała dodały jej skrzydeł i tuż po przebraniu się z sukni ślubnej w swoją własną pobiegła do wyjścia. Po drodze spotkała Piotra, który liczył, że uczczą we dwoje sukces pokazu i ich wyjazdu do Bostonu.
-Dasz zaprosić się na kolację Ula. Mamy co świętować -zagadnął.
-Nie Piotr. Ja jadę do Marka. Muszę z nim porozmawiać.
-Nie możesz zrobić tego jutro? Chyba nie ma odwiedzin o tej porze.
-Dla mnie są -wtrąciła.  —Ja kocham Marka i jadę powiedzieć mu o tym -postanowiła nic nie ukrywać. —Między nami nie uda się Piotr i lepiej będzie, jak się rozstaniemy teraz. Do miłości nie da się zmusić.
-Byłem tylko po to, żeby zazdrość wzbudzić? -pytał z wyrzutem.
-Nie Piotr. Wypadek Marka otworzył mi oczy. 
-Mało razy cię skrzywdził. Tacy jak on nie zmieniają się w kochających i wiernych facetów -mówił podniesionym głosem.
-Marek kocha mnie, bo był w stanie zrezygnować ze mnie. A teraz przepraszam, ale taksówka wynajęta przez firmę podjechała. Powodzenia w Bostonie Piotr. Życzę ci, żebyś spotkał kobietę, która pokocha cię szczerze. Cześć Piotr. 

Pół godziny później biegła korytarzem szpitalnym i kierowała się w stronę sali 109. Po drodze spotkała pielęgniarkę Sylwię.
-Mówiłam pani, żeby przyszła pani później. Pan Marek ciągle czekał na panią.
-Teraz to wiem i jestem szczęśliwa. I dziękuję za wszystko.
Gdy weszła do sali Marek leżał z przymkniętymi oczami.
-Ula? Jesteś? -mówił, gdy tylko otworzył oczy.
-Odsłuchałam twoją wiadomość i przyjechałam najszybciej, jak się dało Marek -mówiła, siadając na łóżku. —To było piękne. I mogę powiedzieć to samo. Nie wyjeżdżaj na wakacje Marek. Nie wyjeżdżaj nigdzie beze mnie. Kocham cię i nikt, i nic tego nie zmieni.
Długo w szpitalu Ula zostać nie mogła, ale wróciła tam następnego dnia, a kolejnego odebrała ze szpitala i pojechała z nim na Sienną. Parę dni później natomiast wyjechali razem na zasłużone pierwsze wspólne wakacje.