niedziela, 9 lutego 2020

Przemiana mini o Uli i Marku 1/3


Rozmowa Uli z Markiem na temat pocałunku z wigilii nie kleiła się od początku. W dodatku coś im zawsze przeszkadzało. Marek chciał jej powiedzieć, że był to przypadek i oboje powinni jak najszybciej zapomnieć o tym, ale jak tylko zaczynał coś mówić, wychodziło odwrotnie.  Ula natomiast w przeciwieństwie do szefa była przekonana, że usłyszy, że było to coś ważnego. Kiedy już wydawało się Markowi, że dobrnął do końca, Ula nieoczekiwanie przerwała rozmowę i wyszła z jego gabinetu. Kiedy wróciła Marek zajęty już był rozmową z narzeczoną, to nie chciała im przeszkadzać.
Kolejna kłótni pomiędzy Pauliną i Markiem trwała już pewien czas. Febo miała pretensję do narzeczonego o to, że ma czas na wszystko i dla wszystkich tylko nie dla niej i dla ich związku. Zza drzwi przysłuchiwała się tym wymianom zdań Ula, ale nie ujawniała swojej obecności. W pewnym momencie Paulina otworzyła szerzej drzwi i miała już wyjść, ale zawróciła.
-Wszyscy są ważniejsi Marek. Nawet brzydula -mówił z wyrzutami Febo.
-Brzydula!? Nawet o nią jesteś zazdrosna -odparł Marek ze złością i kpiną. —Zwariowałaś!? Nic mnie z nią nie łączy. Absolutnie nic!
Z tą samą chwilą Ula Cieplak firmowa brzydula pojawiła się w drzwiach. Choć Marek patrzył na nią z daleka, zauważył, jak bardzo ją skrzywdził.


-Ula -zaczął, ale jego asystentka uciekła z sekretariatu wprost do wolnej windy. Szybko nacisnęła guzik z zerem, a ostatnim widokiem, jaki dojrzała był wybiegający z sekretariatu Marek.
Teraz już wiem, co tak naprawdę o mnie sądzi. Jestem dla niego brzydulą.  Myślałam, że chociaż on jest inny i nie mówi tak o mnie. I zrozumiałam w końcu, to co chciał powiedzieć mi przez cały dzień. Jestem naiwną idiotką, bo myślałam, że może być inaczej. Po co były te kwiaty i po co ja wracałam. Powinnam posłuchać Maćka i Ali. Poniekąd sama jestem sobie winna, bo wróciłam. Teraz będzie to koniec. Wrócę do firmy tylko po swoje rzeczy.  

Nie marnując czasu i ku zakazowi Pauliny Marek pobiegł za nią. Zanim jednak dobiegł do windy, ona zjeżdżała na dół. Później, gdy i on zjechał do holu i za wskazówkami ochroniarza wyszedł na dwór po Uli nie było śladu.
Co ja miałem jej w ogóle po takim czymś powiedzieć -myślał, rozglądając się po okolicy. Zraniłem ją w najgorszy z najgorszych sposobów. Tyle razy upominałem, że Ula to nie żadna brzydula, tylko Ula a teraz sam tak powiedziałem. Pewnie myśli, że jak tak zawsze o niej, a przecież tylko ten jeden raz w złości tak powiedziałem. To już koniec. Ona nie wybaczy mi tego. Ja sam sobie nie mogę wybaczyć. I ja bym nie wybaczył.
Ula tymczasem nie zabierając ani płaszcza, ani torebki czy czapki wybiegła z firmy i skręciła w lewo w stronę parku. Musiała tylko przebiec jedną z mniejszych uliczek, aby tam się znaleźć. Miała jednak pecha, bo na ulicy upuściła okulary i gdy podnosiła je, to o mały włos nie wpadłaby pod auto. Samochód na szczęście szybko nie jechał i wyhamował tuż przed nią. Chwilę później wyskoczył z niego kierowca i pasażer.
-Jak idziesz? Życie ci niemiłe? -zapytał kierowca czerwonego BMW.
-Lepiej, żebym zginęła, umarła, przepadła. Moje życie to jedne wielkie pasmo niepowodzeń, krzywd i rozczarowań -odparła, wycierając oczy.
-Zawsze jest jakieś rozwiązanie na problemy -mówił nieznajomy.
-Z tego nie ma. Ktoś, komu ufałam właśnie mnie rozczarował.
-Jakiś facet znaczy? -rzekł drugi.
-Mój szef. Przypadkiem usłyszałam, to co naprawdę myśli o mnie.
-Takie dowiadywanie się jest niestety, ale najgorsze -stwierdził pasażer auta.
-Nie pracujesz przypadkiem w F&D? -pytał kierowca. —Twarz mi taka znajoma.
-Tak. Zna pan kogoś od nas.
-Bywaliśmy u was. Konkretnie to jesteśmy znajomymi projektanta i zajmowaliśmy się stylizacją fryzur na pokaz F&D Sportivo.
-Coś sobie przypominam. Chyba nawet dawałam wam umowy. Jeden z was to Filip.
-Dokładnie to ja, a to Mateusz. Para gejów fryzjerów.
-A ja jestem firmową brzydulą. Co gorsze? -pytała, jakby się z nimi licytowała.
-To, dlaczego nic z tym nie zrobisz? -pytał Filip.
-A, co ja mogę? Taka już jestem. Taka się urodziłam.
-Nie ma brzydkich ludzi, tylko są źle ubrani albo z niedopasowaną fryzurą -mówił Mateusz. —Ty powinnaś zmienić fryzurę i styl ubioru.
-Obawiam się, że ja jestem beznadziejnym przypadkiem.
-Więcej optymizmu. My z Filipem lubimy wyzwania. Tam jest nasze studio i wszystko to, co będzie nam potrzebne. Pomożemy ci. Jak ci na imię?
-Ula.
-Ula czas na zmiany -mówił Filip. —Jutro nikt we firmie cię nie rozpozna. Dasz Markowi małą nauczkę.

Po pół godzinie Ula siedziała przed wielkim lustrem z umytą już głową, a nowi znajomi dyskutowali nad odpowiednią dla niej fryzurą. 


W międzyczasie zadzwoniła jeszcze do Wioletty z prośbą, aby uporządkowała jej biurko i powiedziała Markowi, że będzie jutro. Nawet po rzeczy nie zamierzała wracać.  Do domu również zadzwoniła, aby powiadomić ojca i rodzeństwo o tym, że jest u fryzjera i żeby przygotowali się na mały szok. Kiedy Mateusz przycinał jej włosy, Filip w tym czasie poszedł do butiku obok i przyniósł jej nową kurtkę dżinsy i sweterek.
-Tu masz Ula nowe ubrania.
-Nie trzeba. Mogę zostać w tym, czym jestem. I tak robicie dla mnie dużo.
-Trzeba. Jak się zmieniać, to się zmieniać.
Godzinę później fryzura Uli była gotowa i mogła przymierzyć to, co przyniósł Filip. Wszystkiego dopełnił makijaż wykonany przez ich pracownicę Monikę.
-Cudownie wyglądasz Ula -zachwycała się cała trójka, gdy na zapleczu przebrała się.
-Tylko czy to jeszcze ja.
-Dopiero teraz to ty.
-Jeszcze tylko optyk. I nie chcemy słyszeć sprzeciwu. Aparat ci zostawimy, bo musisz odpowiedni czas nosić.
-Jak ja się wam odwdzięczę? -pytała, patrząc ciągle w lustro. —To znaczy, ile płacę? Nic nie ustaliliśmy.
-Nic nie płacisz Ula. Potraktuj to jako prezent od nas.
Po powrocie do domu rodzina tak jak przypuszczała, patrzyła na nią z niedowierzaniem. Podobnie jak Maciek. Jemu również powiedziała o wydarzeniach z firmy. Przyjaciel gotów był nawet pojechać nazajutrz do firmy i inaczej sprawę załatwić. Ula powstrzymała go kłamiąc, że najgorszą karą dla niego będzie, jak zatrzyma weksle. Wieczorem napisała wypowiedzenie z pracy i zapakowała je wraz z wekslami.
Teraz przede mną najtrudniejsza rzecz. Muszę zapomnieć o Marku i nauczyć się żyć bez niego.
Marek tymczasem po powrocie do biura ochoty na rozmowę z nikim nie miał, a kolejka była długa. Pshemko, Wiola, Paula i Sebastian. Zamknął się w biurze i otworzył butelkę koniaku. Nawet Wiola wiadomość od Uli przekazała mu przez drzwi. Podobnie odprawił Paulinę, która przyszła spytać, o której wracając do domu. Z Sebastianem, który zdążył dowiedzieć się co się stało rozmawiał zaś telefonicznie.
-Marek głupio wyszło, ale to nie powód, żebyś zamykał się i upijał w samotności.
-Seba słyszysz, co mówisz? – pytał zezłoszczony na przyjaciela. —Jakie głupio. Obraziłem ją. Raz jedyny tak ją nazwałem i od razu usłyszała. Teraz to już naprawdę koniec.  
-Nie możesz się poddawać Marek. Jedziecie na tym samym wózku. Spotkaj się z nią i powiedz, że jak wyjdą na jaw wasze kredyty to i ona będzie pogrążona. Straci pracę, a ma chorego ojca i rodzeństwo. Albo zaszantażuj ją.
-Seba, o czym ty w ogóle mówisz? Ja ją zraniłem. Będzie dobrze, jak w ogóle będzie chciała jeszcze mnie widzieć i oglądać. Ja na jej miejscu nie chciałby.
-Ma swoje rzeczy w biurze, to wróci.
-Albo Maćka przyśle.
-To pojedziesz do niej. Marek ty musisz pogodzić się z nią. Inaczej wszyscy źle wyjdą na tym.
-Jedynie co muszę to przeprosić ją Seba. A tak w ogóle to mi przeszkadzasz. Cześć -dodał i zakończył rozmowę. Wyłączył jeszcze telefon komórkowy, a przy służbowym odłożył słuchawkę.
Po osiemnastej zamówił sobie coś do jedzenia, wyłączył ponownie telefon i położył się spać.



Następnego dnia do pracy Ula szła pewniejsza. Czuła się jakby wypiła, jakiś napój dodając mocy. Przed wejściem do biurowca spojrzała na cały budynek i pewnym krokiem przekroczyła próg. Równie pewnie szła do pulpitu recepcjonistki Ani.
Po raz ostatni odbieram klucze i listy. Za godzinę już mnie tu nie będzie.
-Cześć Ania -przywitała się z koleżanką. —Dasz mi klucze i korespondencję do Marka.
-Ula? Ależ się zmieniłaś. To, dlatego wczoraj nie było cię popołudniem?
-Dokładnie. Postanowiłam w końcu zrobić coś dla siebie. Dasz mi to o, co prosiłam?
-Marek przyszedł kwadrans temu i wszystko wziął. Chyba tu spał, bo z góry zjechał i jest tak samo ubrany, jak wczoraj. No i pokłócił się znowu z Pauliną.
-Nic nowego -odparła.
Wjechanie na piąte piętro długo nie trwało. Kiedy weszła do sekretariatu, drzwi do gabinetu były lekko uchylone i Marek usłyszał obecność kogoś. Wiolettę z miejsca wykluczył, bo było dopiero za piętnaście ósma, a Kubasińska miała to do siebie, że zawsze się spóźniała. Kiedy wszedł, jakaś kobieta w jasnych włosach stał tyłem do niego i rozbierała się z kurtki.


-Ula? To naprawdę ty? -zapytał, gdy się obróciła.
-Ja. Przyniosłam swoje wypowiedzenie z pracy i weksle.
-Wyglądasz
-Daruj sobie -weszła mu w słowo. —Mamy sprawy służbowe do załatwienia.
-Daj mi wytłumaczyć Ula. Wczoraj Paula mnie zdenerwowała. Powiedziałem to w nerwach. Uwierz mi.
-Nie Marek. Wczoraj dowiedziałam się prawdy i lepiej będzie, jak zniknę z waszego życia.  I nie utrudniaj mi tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.