środa, 29 stycznia 2020

Rodzeństwo Góreckich cz. 8 Ostatnia.



Przypomnienie.
Gdy pan Piotr Górecki ląduje w szpitalu i musi poddać się operacji serca do domu w Zielone Kamedulski koło Suwałk przyjeżdżają zaalarmowani przez panią Marysię Górecką ich dzieci. Najstarszy Tomek z Londynu, średnia córka Gabrysia z Krakowa oraz najmłodsza Marta, która była na wakacyjnym wyjeździe z dzieciakami z wolontariatu. Już pierwszego dnia w czasie wizyty w szpitalu Gabi poznaje Damiana przyjaciela siostry, ale spotkanie z jej strony do udanych nie należy. Tomek natomiast na szpitalnym korytarzu spotyka znajomą z dzieciństwa pielęgniarkę Kasię, ale nie rozpoznaje jej. Trzy dni później Marta ma okazję poznać Wojtka szefa Gabi a mieszkającego na stałe w Krakowie. Wojtek i Marta zakochują się od pierwszego wejrzenia, ale oboje myślą, że uczucia nie są odwzajemnione i dopiero Gabrysia kieruje ich na właściwe tory. Wkrótce odkrywa, że bratu podoba się pielęgniarka Kasia. Szkopuł był w tym, że była związana z jednym z lekarzy. Wkrótce lekarz znika z życia Kasi, a Gabrysia postanawia zabrać ją razem ze sobą do Londynu.

Trzy miesiące później Góreccy mogli się już cieszyć nie tylko z związku Marty i Wojtka, ale i Tomka i Kasi. Ci ostatni, choć dzieliła ich spora odległość dość szybko zrozumieli, że dogadują się i są sobie coraz bliżsi. Gabi również cieszyła się szczęściem swojego rodzeństwa i po cichu gratulowała sobie, że udało się jej połączyć swojego szefa z siostrą i brata z koleżanką.  Tylko ona ciągle wzbraniała się przed miłością do Damiana i trzyma go na dystans. Pomimo nawet tego, że przez ostatnie tygodnie często spotykali się, bo Gabrysia pomagała mu w urządzeniu jego domu.



Wolne chwile zamiast z Damianem wolała spędzać z siostrą i koleżanką. 
-Miłość bije was z daleka kochane -zagadnęła starsza Górecka na widok Marty i Kasi. —Oczy błyszczą, uśmiechnięte jesteście.
-To na co ty czekasz Gabi? -pytała Kasia. —Damian świata poza tobą nie widzi.
-Dokładnie -przytaknęła młodsza z Góreckich.
-A wy swoje -odmruknęła.
-Książę na białym koniu chyba ci się nie marzy siostrzyczko.
-Nie, ale on jest taki przewidujący i dobry na każdym kroku.
-Daj spokój Gabi. Awanturnika chyba nie chcesz sobie szukać -rzekła Kasia.
-Chciałabym kogoś z większą fantazją i nie takiego domatora.
-To znaczy, że gdyby awanturował się inaczej byś na niego spojrzała? -podpytywała Marta.
-Za słówka mnie nie chwytaj. Po prostu nie jest nam po drodze.
-Przecież tak dobrze się dogadujecie i lubicie. To za mało, aby spróbować coś na poważnie? Ślubu od razu nie musicie brać.
-Tobie Marta łatwo mówić, bo ty i Wojtek spodobaliście się w sobie od pierwszego wejrzenia. Nawet Tomek zainteresował się tobą Kaśka tak z miejsca.  
-Czasami przychodzi to później -odparła koleżanka. —Ja musiałam poczekać trzy miesiące, żeby zrozumieć, że warto dać Tomkowi szansę i jestem teraz pewna, że dobrze zrobiłam.
-To najwidoczniej ze mną jest jakiś problem dziewczyny, że nie potrafię się zakochać.
Miłości Gabi natomiast szukała ma portalu randkowym. Założyła go jeszcze w czasie pobytu w Krakowie i sprzed choroby ojca. Z nikim jednak dłużej nie pisała i nie zdecydowała się na spotkanie. Teraz wróciła do randkowania i po trzech tygodniach znalazła bratnią duszę. Dodatkowym atutem było to, że mężczyzna był również z Podlasia a nie chciała nikogo zapoznawać z drugiego końca Polski. Nie wiedziała tylko że siostra przypadkiem dowiedziała się jej loginu i namówiła Damiana, aby odezwał się do niej. Mówiła mu również co ma pisać. Kiedyś ona pomogła jej z Wojtkiem i teraz czuła, że musi pomóc siostrze.
-Jak ci idzie z tym Przystojnym 212? -zapytała ją w czasie, gdy obie przygotowywały sobie kolacje.
-Bardzo dobrze. Czasami mam wrażenie, że czyta mi w myślach.
-To, kiedy zamierzacie spotkać się.
-Pierwsza nie chcę wychodzić z propozycją. Poczekamy, zobaczymy Marta.
Po kolejnych kilku rozmowach Gabrysia była pod jeszcze większym wrażeniem nieznajomego z internetu i czekała na kolejne wieczory, aż znowu będą mogli porozmawiać.
Damian, pomimo że pisał z nią incognito nie zamierzał rezygnować z jawnego umawiania się i trzymać się jej zasad i być znajomym.
-Nic na siłę Damian -radziła mu Marta. —Gabi jeszcze pół roku temu daleka była od gotowania i pieczenia ciast a teraz sama cały obiad zrobi. Z tobą może być tak samo.
-Oby. Myślisz, że mogę zaprosić ją na wyjazd do Warszawy z naszymi dzieciakami z fundacji.  
-Pewnie. Była z tobą trzy razy zamiast mnie na wolontariacie i przyjemnie wspomina zabawę z dzieciakami.
Tak jak planował zaproponował Gabi weekendowy wyjazd z grupą dzieci na zwiedzanie Warszawy, a ona zgodziła się bez dłuższego zastanawiania się. Od samego początku nie żałowała wyjazdu i bawiła się znakomicie. Widziała i ile serca w swoją pracę psychologa wkłada Damian i to, że dla każdego dziecka miał czas. W sobotę późnym wieczorem, kiedy dzieci poszły już spać usiadła na korytarzu i postanowiła zajrzeć na portal randkowy. Jej tajemniczy rozmówca był także aktywny, więc zaczęła z nim pisać. 


Trochę zdziwiła się, że po wysłaniu dwóch wiadomości zza niedomkniętych drzwi usłyszała charakterystyczny dźwięk. Po kolejnych dwóch również i miała już pewność, że to z Damianem pisze i zajrzała do jego pokoju. Siedział tyłem do drzwi z słuchawkami na uszach i był na stronie portalu randkowego. Miała ochotę wejść do niego i zrobić mu wściekłą awanturę, ale zdała sobie sprawę, że obudziłaby dzieciaki. 
Damian jesteś kretynem. Siedzę przy twoich drzwiach do pokoju i słyszę, jak dochodzą moje wiadomości -napisała mu.
Na odpowiedź nawet nie czekała, bo pokazał się na korytarzu.
-Świetnie się bawiłeś? -zapytała choć cicho to z wyrzutami.
- Gabi przepraszam, ale nie wiedziałem, jak mam zainteresować ciebie.
-To znalazłeś sobie najgorszy ze sposobów. Marta ma coś z tym wspólnego?
-Kiedyś zauważyła, że jesteś Gabi 77, więc powiedziała mi i napisałem z własnej woli.
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Tyle razy pytała mnie co u ciebie.
-Bo wierzy w nas.
-Nie chcę mi się z tobą nawet gadać. Wolę zejść na dół obejrzeć telewizję.  
Na schodach dalej próbował porozmawiać z nią i zatrzymać, ale na nogach miał klapki spod prysznica potknął się i upadł z kilkunastu schodów na półpiętro. Kiedy Gabi dobiegła do niego z głowy sączyła się krew i był nieprzytomny. Ku jej uldze utrata przytomności była chwilowa, ale do szpitala i tak musiał pojechać i zrobić badania. Bez szycia czoła jak się okazało nie obeszło się. Kiedy był już po badaniach i szyciu Gabrysia mogła zobaczyć się z nim chwilę.
-Gabi jeszcze raz przepraszam.
-Daj spokój. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.
-Miło, że się martwisz.
-Przeze mnie upadłeś. Przywiozłam ci wodę i parę twoich rzeczy. Pielęgniarka wpuściła mnie na moment. Jest środek nocy i odwiedzin nie ma.
-Dzięki Gabi. I naprawdę nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia. Po prostu stało się.
-Ok. Ale chociaż daj się przeprosić.
-Przeprosiny przyjęte. Zadowolona?
-Tak. Muszę już iść Damian. Jutro wpadnę.
-Będzie mi miło Gabi.
Następnego dnia po śniadaniu tak jak obiecała pojawiła się w szpitalu. Damian leżał z zamkniętymi oczami i wydawało się jej, że śpi. Instynktownie pogładziła miejsce na czole po szyciu. Z tą samą chwila Damian otworzył oczy.
-Cześć Gabi -rzekł z uśmiechem.
-Cześć. Boli jeszcze?
-Czoło nie. Tylko te miejsca, gdzie mam siniaki po upadku. Wyniki są dobre, ale lekarz chce zostawić mnie do wtorku.
-Bardzo dobrze. Życie ma się jedno.
Gabi również postanowiła zostać w Warszawie. Miała nawet gdzie spać, bo z pomocą przyszli rodzice Wojtka, którzy mieszkali w Warszawie. Z takiego obrotu sprawy zadowolony był Damian.
Kiedy w poniedziałek rano pojawiła się w jego sali zastała łóżko puste i zasłane, ale rzeczy na stoliku były. Pacjent obok starszy pan powiedział jej, że wynikły jakieś komplikacje i wzięli go na operację. Pierwszą napotkaną pielęgniarkę spytała o pacjenta z sali 89 i dowiedziała się, że w nocy dostał bólów brzucha i faktycznie wzięli go na operację. Nic więcej nie wiedziała i kazała poczekać jej aż ordynator skończy obchód. Czas oczekiwania na lekarza czasem zmarnowanym nie był, bo zrozumiała jak bardzo ważny jest dla niej Damian. Siedziała dobry kwadrans, gdy ujrzała przed sobą całego i zdrowego Damiana.
-Damian?
-Gabi?
-Nie jesteś operowany?
-Dlaczego miałby być operowany?
-Tak powiedział mi pacjent z twojej sali i jedna z pielęgniarek.
-Coś musiało ci się pomylić Gabi. Wracam na salą to spytamy pana Andrzeja.
Kiedy już doszli do jego sali na drzwiach widniał numer 98.
-Numery pomyliłam Damian. Byłam w 89. Nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłam -mówiła tuląc się do niego.
-Czy to znaczy?
-Tak Damian. Jesteś dla mnie kimś bardzo, bardzo ważnym.
Zamiast odpowiedzieć delikatnie pocałował ukochaną.



Dwa dni później państwo Góreccy w czasie popołudniowej kawy mieli oczy rozmawiać.
-Kochanie jeszcze cztery miesiące żadne z naszych dzieci nie było zainteresowane ożenkiem, a teraz szykują się nam trzy śluby -rzekł Górecki.
-A wszystko zaczęło się od twojego serca. Zjechali się do domu i poznali swoje połówki ładnie mówiąc.
-Dla ich szczęścia warto było zachorować Marysiu -odparł mąż.

Po raz pierwszy popełniłam ten błąd dłuższego pisania opowiadania i mogę stwierdzić, że im dłużej się pisze tym gorzej. Zwłaszcza jak chodzi się do pracy i ma się w domu obowiązki. Teraz będzie nie dłużej niż dwie – trzy części wszystkiego.  Zarówno te wpisy o Uli i Marku jak i inne.

sobota, 18 stycznia 2020

Zasadzka -mini o Uli i Marku

Od pokazu kolekcji F&D Gusto minął tydzień, a życie pracowników F&D wracało na spokojniejsze tory. Sporo się jednak i zmieniło u niektórych osób. Dla niektórych zmiany te były nawet zmianami na całe dalsze życie, bo Ula i Marek od tego pamiętnego wieczora i wyznania już oficjalnie stali się parą i każdą wolną chwilę spędzali razem. Zawodowo natomiast Ula została tymczasowo dyrektorem finansowym, a Marek wrócił na stanowisko prezesa. Taki stan rzeczy miał mieć końca września, kiedy to do Polski wracał Turek i miał dostać drugą szansę i awans, a Ula miała zostać asystentką Marka. Wioletta w tym samym czasie miała rozpocząć studia i zostać asystentką pań z działu PR, a Anię coraz bardziej pochłaniała praca z Maćkiem i PRO -es. Tym samym prezes zostałby bez sekretarki i asystentki, i Ula w tej sytuacji była najlepszym rozwiązaniem.  Oboje mogli też ze spokojem zająć się swoją pracą, bo dwa dni po pokazie dostali wiadomość z Włoch od Febo z informacją, że postanowili zostać tam na stałe i są gotowi do negocjacji w sprawie odsprzedania udziałów firmy. Paulina ponadto oddała dom Markowi. Taki obrót sprawy ucieszył zarówno Ulę, jak i Marka. Dla Marka jednak najistotniejszą sprawą było to, że Ula nie związała się z Piotrem i że nie skusiła się na przeniesienie do Bostonu. Podobnie było z Ulą, bo fakt pozostania Marka w Polsce i rezygnacja ze wspólnych wakacji z Pauliną było dla niej najwspanialszą wiadomością. Panna Febo tymczasem we Włoszech zagościła tylko na dwa dni, bo dowiedziała się o wyznaniu Marka i nie mogła pogodzić się z faktem, że Ula i Marek są razem. Wyjeżdżając z Polski myślała, że brzydula zgodziła się wyjechać z Polski do Bostonu i że Marek będzie z tego powodu cierpiał. Pogodziła się nawet z tym, że nie wyjechali razem, bo satysfakcję dawało jej to, że nie jest z Cieplak.
Do Polski Febo przyleciała bez konkretnego planu i już pierwszego dnia wynajęła wypróbowanego detektywa, aby dowiedział się cokolwiek o Uli i Marku. Ten o planowanym przyjęciu dowiedział się kolejnego dnia. Tym samym podziękowała za pracę i resztą sama się zajęła. Włączając w, to kupno biletu na samolot na konkretny dzień.

-Kochanie nie planuj nic na jutrzejsze popołudnie, bo zapraszam cię po pracy w pewne miejsce -rzekł  Marek, gdy odwoził Ulę po pracy do domu.
-Ok. Powiedz tylko jak mam się ubrać? Elegancko czy bardziej swobodnie? -zapytała. —Przedwczoraj wystroiłam się, jak na bal a poszliśmy do kina i wyglądałam śmiesznie.
-Jutro kina nie będzie, więc możesz ubrać się elegancko. W tej niebieskiej sukience jest ci uroczo.
-Dowiem się czegoś więcej. Muszę się jakoś przygotować.
-Jeśli powiem, to niespodzianki nie będzie Ula. Nie bądź dzieckiem.
-To powiedz, chociaż czy brać żakiecik na wypadek późnego powrotu?
-Zawsze będę mógł służyć ci marynarką kochanie.
-A buty?  Na dłuższe chodzenie czy będziemy większość czasu siedzieć? Butów swoich mi nie dasz -przekomarzała się z nim.
-Ala zawsze będę mógł nosić cię na rękach Ula.
-To inaczej zapytam. Mam przygotować się na większe towarzystwo, czy tylko na nasze?
-Nic ci nie zdradzę, więc nie pytaj o nic więcej. O szesnastej wychodzimy z firmy. Równo z fajrantem.

Następnego dnia od rana Ula próbowała dowiedzieć się czegoś od Wioletty, ale Kubasińska zarzekała się, że niczego nie wie i że Marek jeszcze za czasów Pauliny wszystko przed nią skrywał. Sama również analizowała dwa ostatnie dni i doszła do wniosku, że Marek szykuje dla niej niespodziankę, a w ich sytuacji niespodzianką mogły być tylko oświadczyny.
Tuż przed szesnastą Marek pojawił się w jej gabinecie i zabrał ją w nieznane jeszcze miejsce. Droga daleka nie była.
-To może, chociaż powiesz mi, co będziemy świętować Marek? -zapytała, gdy podjeżdżali pod Łazienki.
-Zapomniałaś? -odparł z nutką żalu. —Rok temu uratowałaś mi życie Ula.
-A to.
-Myślałaś o czymś innym?
-Nie skąd Marek.
Gdy jednak wchodzili na salę, miała jednak nadzieję, że sala będzie pusta i zaraz wyskoczą goście poukrywani pod stolikami albo filarami z okrzykiem NIESPODZIANKA. Przy stolikach tymczasem siedział obce osoby.
-Dzień dobry państwu -przywitał ich kierownik Sali pan Jakub. —Stolik będzie za kwadrans, więc zapraszam na taras albo do ogrodu. 
-Taras będzie w sam raz. Prawda Ula.
-Tak -przytaknęła, bo gdzie spędzi te minuty, nie miały dla niej znaczenia.
Gdy przeszli przez salę i dotarli na miejsce, okazało się, że w ogrodzie rozstawione są stoliki i jest tam jej rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy oraz Dobrzańscy.
-Kochanie to moja niespodzianka -mówił z uśmiechem na minę Uli. —Są tu wszyscy, którzy dobrze nam życzą.
-Muszę przyznać, że niespodzianka ci się udała. Nikt słowa nie pisnął. Nawet Wioletta.
-Bo nie wiedziałam Ula. Sebastian powiedział mi dopiero, jak tu jechaliśmy.
-Szef sali jak mniemam, był również w to wtajemniczony?
-Po dawnej znajomości zgodził się odegrać małą rolę. A są, bo chcę w ich obecności poprosić cię o rękę Ula. Kochanie -rzekł, padając przed nią na kolana i wyciągając z kieszeni ozdobne pudełeczko w kształcie serca.  —Wyjdziesz za mnie? -zapytał, otwierając puzderko ze srebrnym pierścionkiem z oliwinem.


-Marek -zaczęła ze łzami w oczach. —Marzyłam o tej chwili.
-Czyli się zgadzasz?
-Tak i będę zaszczycona.
Po tych słowach powolutku wsunął pierścionek na jej palec i pocałował w dłoń.
-Jest piękny -rzekła, przyglądając się uważnie pierścionkowi. —To chyba jakaś pamiątka.
-Tak. Mama mi go dała, abym mógł podarować ci.  Kiedyś należał do mojej babci. Dostała go od dziadka i przyniósł im szczęście, bo w zgodzie i szczęściu dożyli wspólnie późnej starości.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy Marek, żeby i w naszym przypadku tak było.
Później przyszedł czas na szampana i gratulacje.
-Dlaczego kupiłeś Paulinie pierścionek całkiem nowy pierścionek, skoro mogłeś dać jej ten? -zapytała, gdy zostali sami.
-Bo od dawna mówiła, że nie jest w jej stylu, więc nie chciałem na siłę jej dawać. Ty co innego Ula. Ale nie jest ci przykro, że nie kupiłem ci nic nowego?
-Oczywiście, że nie. Jest piękny, a to, że mama podarowała ci go, żeby mi dać znaczy, że pogodziła się z tym, że nie jesteś z Pauliną.
-Już w czasie pokazu zrozumiała, ile dla mnie znaczysz a tato jeszcze prędzej.
-Nie wiesz nawet, jak bardzo jest to dla mnie ważne Marek. Synową, na którą patrzy się krzywo, nie chciałabym być.
-I nie będziesz Ula. Obiecuję ci to. Jak to, że nigdy nie będę wybierał między tobą a matką. Popatrz na mojego i twojego ojca. Rozmawiają, jakby znali się od dawna, a znają się od pół godziny.
-I jest to kolejna rzecz, która mnie cieszy Marek.

Przez kolejne minuty zabawa trwała w najlepsze. Kelnerzy przynieśli również przekąski, główne danie, napoje i deser. Wszystko było oczywiście jak najlepszej jakości  smaczne i znikało z talerzy.


-Czym się tak objadasz po kryjomu Wiola? -zagadnęła Ula koleżankę.
-Kąskami z kurczaka w cieście piwnym Ula -mówiła, oblizując się. —Chciałam spróbować tylko jeden, ale są tak pyszne, że nie mogłam się oprzeć. Jakaś kelnerka dała mi talerz, żeby ci przynieść. Nie było w menu, ale to od szefa kuchni dla ciebie i Marka. Tylko trzy zjadłam. Spróbuj Ulka.
-Chętnie, bo nigdy nie jadłam w takiej wersji – odparła, nabijając sobie ozdobną wykałaczką jeden kawałek, a później drugi. Trzeci, choć nabrała podejrzeń, również zdążyła przełknąć.
-Wiola to chyba nie jest kurczak, tylko krewetki. Ja nie mogę jeść ani ryb, ani żadnych owoców morza. Mam uczulenie. Muszę do Marka -rzekła, czując, że zaczyna brakować jej tchu.
W niewielkim gronie osób Marka rozmawiającego z Maćkiem i Anią odnalazła szybko i podeszła do niego, a za nią Wioletta.
-Ula co się stało? Ty się dusisz.
-To przez to -wyjaśniła Kubasińska, pokazując talerz. —Zjadła te kąski. Miały być z kurczaka, a są podobno z krewetek.  Ulka mówiła, że ma uczulenie.
Jedną przekąsił Marek i bez problemu rozpoznał smak.
-Ula jak mogłaś nie poczuć.
-Smak piwa mnie zmylił, a Wiola tak je zachwalała.
-Jak mogłaś jej dać krewetki -mówił z wyrzutami do winowajczyni.
-Nie ja. Jakaś kelnerka wcisnęła mi talerz, żeby wam dać. Teraz zresztą Ula jest najważniejsza, a nie moje tłumaczenia.
Zanim przyjechało pogotowie, Ulą zajęli się pracownicy Łazienek Królewskich przeszkoleni z udzielania pierwszej pomocy i przypadkowy lekarz, który z dobrze zaopatrzonej apteczki wybrał odpowiedni lek podła Uli i uchronił od wstrząsu anafilaktycznego.  Mimo to Ula musiała pojechać na obserwację do szpitala.
Całą sytuację z daleka obserwowała Paulina, a później złapała taksówkę i ze spokojem pojechała do hotelu po swoje rzeczy i na lotnisko.

Następnego dnia Marek zamierzał wyjaśnić sprawę, a odpowiedzialną za to osobę pociągnąć do konsekwencji. Szef kuchni oczywiście wszystkiemu zaprzeczył. Zapewnił także, że nie z jego kuchni wyszło to danie. Z monitoringu natomiast dowiedziano się, że kelnerka, która wcisnęła Wioli talerz, nie była żadną kelnerką, tylko kimś przypadkowym i ubraną w czarno biały strój. Szukanie tej osoby było trudne więc skupili się na tym, kto chciałby zaszkodzić Uli. Pierwszą osobą na liście podejrzanych, choć powinna być teraz we Włoszech, była Paulina. 
Skontaktowanie się z Febo dużo czasu nie zajęło. Zapewniała jednak, że jest teraz w Mediolanie w domu i jak jej nie wierzą, to mogą przedzwonić na domowy numer i sprawdzić. Słowa jej okazały się prawdą, bo odebrała i ten telefon. Gdy już udowodniła swoją niewinność, pomyślała z zadowoleniem, że jej plan udał się w stu procentach.
Przez kolejny miesiąc był spokój i Ula z Markiem mogli planować swój ślub. Ze znalezieniem szybkiego terminu problemów nie mieli, bo kościółek w Rysiowie w śluby nie obfitował, a lokal na przyjęcie weselne na pięćdziesiąt osób również się znalazł. Koniec października przyniósł im jednak kolejne złe doświadczenia, bo Marek zaczął się czuć gorzej. Przez trzy dni bolała go głowa, miał mroczki, czuł się osłabiony. Wziął to jednak za początek grypy albo przeziębienia, bo dokuczał mu kaszel. Z tego powodu przełożył swoje trzydzieste trzecie urodziny, które przygotowywała mu Ula. Do lekarza wybrał się jednak dopiero, gdy któregoś dnia rano obudził się na podłodze i zdał sobie sprawę, że poprzedniego dnia zakręciło mu się tak w głowie, że zemdlał. Lekarz skierował go od razu do szpitala, ale wszelkie wykonane wyniki miał dobre, a jego stan tłumaczono przemęczeniem i zalecono wypoczynek. Z wypoczynkiem nie czekał i razem z Ulą wyjechali do Sopotu. Nad faktem, że Marek z dnia na dzień poczuł się źle nikt nie zastanawiał się. Winną była, jak miało się okazać za jakiś czas była Paulina, która ponownie pojawiła się w Polsce na dwa dni i korzystając z okazji, że Marek nie zmienił zamków ani szyfru na alarm dostała się do jego domu i do ulubionego koniaku dosypała odpowiednią ilość środków odurzających i nasercowych.

Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami i wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Tydzień przed ślubem zorganizowali jeszcze sobie wieczory kończące stan wolny. W czwartek rano ślubne plany mogły być zniweczone, bo do domu Marka zapukali policjanci i chcieli porozmawiać z nim o jego aucie.
-Dzień dobry. Pan Marek Dobrzański.
-Tak. Stało się coś -zapytał zaniepokojony.
-Chodzi o pana auto. Pan jest właścicielem srebrnego Lexusa o numerach rejestracyjnych… .
-Tak. Ale zostawiłem go w centrum. Wczoraj wypiłem trochę z kumplem i wróciłem taksówką.
-Wiemy, gdzie stoi, bo ktoś uszkodził go.
- Mogłem spodziewać się tego. Mam pecha do aut.
-Nam chodzi o coś całkiem innego. Znaleźliśmy w nim kilka gramów białej substancji i suszu. 
-To niemożliwe. 
-Niestety, ale to pana samochód.  Musimy wyjaśnić sprawę panie Dobrzański i przeszukać pana dom, a pan pojedzie z nami na komendę.
-Ale ja mam ślub w sobotę i sporo spraw do załatwienia.
-Przykro nam, ale mamy nakaz na zatrzymanie pana i na przeszukanie domu.
-Mogę chociaż zadzwonić.
-Tak. Proszę tylko uważać, co pan mówi. Wszystko, co pan teraz powie, może być wykorzystane przeciwko panu.
Z podjęciem decyzji do kogo przedzwonić nie miał problemu i wybrał Sebastiana.
-Seba zadzwoń do adwokata Filipiaka i niech przyjedzie do stołecznej policji. Mnie dzisiaj raczej nie będzie. Więcej nie mogę powiedzieć. Ulę uspokój czymś.
Popołudniem było już wiadomo, że w samochodzie znaleziono amfetaminę i marihuanę. Jego dom na szczęście okazał się czysty. Tak jak firma. Pies specjalnie wyszkolony na tę okoliczność przeszukał firmę od holu po pracownię Pshemka. Działania policji we firmie zainteresowały pracowników i wieść o aresztowaniu Marka szybko się rozeszła.


Śledztwo dla odmiany szybko nie miało się skończyć, a Marek miał zostać w areszcie. Jedynym wyjściem były znajomości seniorów i kaucja w wysokości siedmiuset tysięcy.  Kwotę szybko zebrano i Marek w piątek rano mógł wyjść z aresztu i pojawić się na ślubie. Nie oznaczało to, że jest wolny i groziło mu nawet więzienie.

Wyjście Marka z aresztu rozdrażniło Paulinę, bo miała nadzieję, że policja nie wypuści go jednak tak szybko i że ślubu nie będzie. Z desperacji postanowiła w inny sposób zepsuć ślub Uli i Marka i pojawić się w kościele.
Dzień ślubu przebiegał bez zakłóceń i o ustalonej godzinie Marek ze swoimi gośćmi przyjechał po Ulę i pojechali do kościoła. Do czasu kazania wszystko szło według planu mszy ślubnej, ale gdy tylko kapłan skończył swoją homilię o małżeństwie po kościele rozbrzmiały odgłosy wysokich obcasów Pauliny. Nie zważając na nic i na nikogo doszła do pierwszej ławki i usiadła.
-Witaj Marco -rzekła głośno. —Tyle miesięcy się nie widzieliśmy -dodała pomimo zdezorientowanego kapłana.
-Paula? Co tu robisz? -zapytał Marek.
-Przyjechałam na ślub mojego przyrodniego brata. Poza tym kościół jest otwarty dla wszystkich. Wie ksiądz, że pan młody był kiedyś moim narzeczonym i bylibyśmy teraz po ślubie. Albo że wierny mi nie był i miał pełno panienek.
-Paula przestań -wysyczał Marek.
-Można wiedzieć, co ma to znaczyć? -zapytał kapłan.
-To prawda to moja była narzeczona proszę księdza. Dla Uli z nią zerwałem i dlatego wszystko to mówi.
-Paulinko uspokój się -próbowała łagodnie mówić Dobrzańska. —Tak nie można.
-Dlaczego? Świetna zabawa.  
-Ona nigdy nie da nam spokoju -rzekła Ula z niedowierzaniem, że wszystko się to dzieje.
-Wyjdź Paulino -odezwał się ostro Krzysztof.
-Wyprowadzimy ją -zadeklarował Wojtek syn Pshemka i razem z ochroniarzem Władkiem siłą wywlekli z kościoła i przypilnowali do końca mszy.  
Wtargnięcia Pauliny do kościoła zdecydowanie wszystkim popsuło radość ślubu, a uśmiechy na twarzach nowożeńców były wymuszone. Po wyjściu z kościoła i zanim wszyscy udali się na wesele, Marek zamienił parę słów z Febo. 
-Paula jesteś szalona. Powinni zamknąć cię w  zakładzie bez klamek.
-A ty powinieneś teraz siedzieć w areszcie, a nie żenić się -rzuciła mu w twarz.
-To ty podrzuciłaś mi to świństwo do samochodu. Powinienem domyślić się prędzej.
-Było to nawet proste. Tak jak dosypać ci do koniaku tabletek i podrzucić krewetki.
-Chciałaś nas otruć? -mówił z niedowierzaniem. 
-Tylko nastraszyć i zepsuć zaręczyny i twoje urodziny.
-Ty naprawdę jesteś szalona -odparł Marek.
Po przyznaniu się przez Febo do wszystkiego nie pozostało nic innego, jak powiadomić policję. Paulina nie mogła nawet niczemu zaprzeczyć, bo było sporo świadków, jak również nagranie na kamerze.
-Co za paradoks Marek – rzekł Sebastian, gdy Febo odjechała w radiowozie. —Kiedyś przestrzegałem cię, żeby Ulę wysłać gdzieś daleko, żeby nie wtargnęła ci do kościoła i nie zepsuła ślubu z Pauliną, a okazało się, że ona zrobiła dokładnie tak samo.
-Niestety Seba. Ma tyle nienawiści w sobie, że już zawsze będę bał się, że może ponownie coś zrobić Uli albo mnie.
-Na razie będziecie mieć spokój, bo odpowie za wszystko.
Wbrew przewidywaniom Marka i Sebastiana Paulina nigdy nawet nie pojawiła się ani w pobliżu Dobrzańskich, ani w Polsce. Nawet karę z obawy o bezpieczeństwo odbyła we Włoszech. Tu w Polsce groziła jej zemsta, bo w trakcie śledztwa wyszło na jaw skąd wzięła substancje, które podrzuciła do auta Marka i wystawiła gang handlarzy narkotykami. 
Tym samym Ula i Marek w szczęściu i zdrowiu otoczeni dziećmi, wnukami i prawnukami dożyli późnej starości, a pierścionek podarowany przez Helenę przyniósł im prawdziwe szczęście.



środa, 1 stycznia 2020

Ucieczka 2/2 Mini o Uli i Marku,

Ula tymczasem opracował plan naprawczy kondycji firmy w postaci nowej kolekcji F&D GUSTO, ale do pracy nie zamierzała wrócić. We firmie pojawiła się tylko dwa razy. Pierwszy raz, gdy przyniosła to, co opracowała a drugi raz, gdy przyszło im spotkać się na zarządzie.
-Teraz będziemy już zawsze skazani na większe zgromadzenia -rzekł z sarkazmem Febo.
-Gdybyśmy przyjęli propozycję Scacchi, teraz oni siedzieliby na miejscu pani Uli i byłoby większe zgromadzeniu Alex -mówił Krzysztof. —Mamy dzisiaj do omówienia sprawę prezesury Marka i nowej kolekcji.
-Po co ta farsa, skoro wiadomo, że ty i Marek poprzecie projekt pani Cieplak i sama zagłosuje za -rzekł Febo. —Za naszymi plecami wzbogacała się i podstępem weszła do zarządu.
-Może grzeczniej Alex -rzekł Marek. —Ta sprawa jest już zamknięta i wyjaśniona.
-Dziękuję Marek -odparła Ula.
Po radzie pan Krzysztof jeszcze raz pogratulował jej projektu i próbował przekonać do powrotu do firmy.
-Miejsce asystentki Marka będzie czekać pani Urszulo -mówił z życzliwością.
-Będę pamiętać, a na razie domem muszę się zająć i remontem. Od dawna planowaliśmy z ojcem remont.
-To powodzenia życzę w tym remoncie.
-To oprócz malowania i tapetowania, czym się teraz zajmiesz Ula -pytał Marek, gdy jego ojciec odszedł? —Jakaś nowa praca?
-Raczej nie. Poświęcę więcej czas u na PRO-es, a Maciek jakby co mógłby zostać twoim asystentem. Byłby bliżej Ani.
-Pomyślę Ulę. Mogę odwieźć cię do domu -pytał z nadzieją?
-Dzięki Marek, ale Ala jedzie do nas, to się zabiorę z nią.
Przez kolejne dwa tygodnie Ula pojawiała się czasami we firmie, aby po dokańczać sprawy związane z projektem. Każda wizyta wiązała się z jakimiś wspomnieniami. Tymi miłymi i o których chciałaby zapomnieć.


Dręczyły ją i rozterkami czy ponowie zaufać Markowi. Za taki stan rzeczy odpowiadały przypadki, bo sama była świadkiem, gdy Marek zajmował się jedną z modelek. Koleżanki zaś opowiedziały o wizycie Klaudii. Nie zmieniło się to nawet po tym, jak przeczytała jego list i wiedziała, że napisany był przed jej przemianą. Przy okazji wizyt w firmie Ula spotykała się z koleżankami. Te zaś widząc jej stan zobojętnienia, postanowiły wyswatać ją z Piotrem.
-Ty widziałaś go i poznałaś, to pojedziesz z Elą do tego szpitala, gdzie pracuje i powiesz, że Ula tęskni za nim, ale nie ma odwagi odezwać się pierwsza -mówiła krawcowa, gdy Ala przyszła do jej pracowni.
-Tylko raz widziałam. I wiem czy to dobry pomysł. Ula jest dorosła.
-Tylko że od powrotu chodzi smutna. To może tylko tęsknotę oznaczać.
-Niekoniecznie Iza. Tyle się ostatnio działo, że waha się cokolwiek zrobić.
-I my jej pomożemy -mówiła krawcowa, nie zważając, że Pshemko przysłuchuje się im.
-Może jej przygnębienie ma związek z wyjazdem Marka -wysunęła argumentem.
-Sama widziałaś Marka z Klaudią. On się nie zmieni. A Ula potrzebuje kogoś stałego w uczuciach.
-Dobrze Iza, ale jak nic z tego nie wyjdzie, zostawimy Ulę w spokoju -odparła Ala.
-Zgoda.
-Czy Izabella oszalała? Czy wie, co robi? -pytał mistrz po odejściu kadrowej.
-Sukienkę z falbanami.
-Ja o Urszuli mówię? Co Izabella z Urszulą robi? Jaki Piotr ma się z nią umówić, jak Ula do Marka pasuje.
-Mistrz wybaczy, ale gołym okiem widać przygnębienie Uli i ktoś musi ją z tego stanu wyciągnąć.
-Przygnębiona jest, bo jest w rozterce i to ja wyciągnę ją z tego letargu, a nie jakiś tam Piotr.  
Pshemko najchętniej porozmawiałby z Markiem, ale prezes wyjechał na wschód na pięć dni i musiał poczekać do jego powrotu.

Dwa dni później, gdy Ula wracała do domu przed domem, zauważyła czyjś samochód. Było to o tyle dziwne, bo nikt ze znajomych i rodziny takiego auta nie miał. Jeszcze przed wejściem do domu okazało się, że to Piotr Sosnowski nim przyjechał. Siedział z jej ojcem na podwórzu i w najlepsze rozmawiali przy pustych już szklankach po kawie.
-Cześć Piotr. Co tu robisz -zapytała z niezadowoleniem?
-Cześć. Twoje przyjaciółki powiedziały mi, że chciałaś spotkać się ze mną, ale odwagi nie masz.
-Nic takiego nie mówiłam. Musiały same wpaść na tak idiotyczny pomysł.
-Przepraszam Ula. Nie chciałem robić problemu.
-Córciu pan Piotr to taki miły człowiek. Nie powinnaś z nim tak rozmawiać -wtrącił swoje Józef.
-Zmęczona jestem i głowa mnie boli przez ten upał. Połowa czerwca a ja mam już dość -usprawiedliwiała się.  —Muszę położyć się i zdrzemnąć.
-Taka duszna pogoda jak dzisiaj może dać się we znaki -odparł Sosnowski.
-Ja należę to meteopatów niestety.
-Nie będę w takim razie przeszkadzał ci Ula. Może innym razem uda się nam porozmawiać.
-Nie zostanie pan na podwieczorku -pytał Cieplak? —Babeczki zaraz się upieką.
-Dziękuję panie Józefie, ale dochodzi 17 a o 18 tak, jak mówiłem rozpoczynam dyżur. Miło było pana poznać. Ula mogę zadzwonić?
-Dzwoń -odparła krótko.



-Nie kładziesz się spać? -zapytał Cieplak w kwadrans po odjechaniu Sosnowskiego.
-Nie opłaca się mi kłaść. Robię sobie wakacje tato -oznajmiła. —Przynajmniej na dwa tygodnie. Dzwoniłam dzisiaj do pani Wiśniewskiej i spytałam o wolne pokoje.
-A co PRO -es i firmą? Nie masz zobowiązań?
-Poradzą sobie tato. Międzyzdroje to nie Ameryka i są dobrodziejstwa Internetu.
Po kolejnych dwóch była już spakowana i gotowa na wyjazd do Międzyzdrojów do pani Wiśniewskiej. Kobieta wraz z rodziną prowadziła dom wczasowy, a Ula od czasów liceum i w czasie studiów pomagała w kuchni.  Na miejscu okazało się, że potrzebuje kogoś na okres wakacyjny do recepcji i bez dłuższego zastanawiania się, postanowiła zostać na dłużej niż zamierzała. Wyjazd z dala od Warszawy miał być tak naprawdę ucieczką od Marka a teraz i od Piotra, który zaczął wydzwaniać do niej.
Po tygodniu okazało się, że jej ostatnia niedyspozycja i złe samopoczucie związane było, z tym że jest w ciąży. Błogosławiony stan ucieszył ją, bo nosiła w sobie cząstkę Marka, ale i dawał do zastanowienia się nad dalszym życiem. Wiązać się z Markiem nie chciała, bo ciągle nie mogła być pewna jego przemiany i uczuć. Tym bardziej z Piotrem, bo uczuciem nie darzyła go, a teraz musiałby brać ją z nieswoim dzieckiem. Zdawała sobie sprawę i z tego, że niedługo nie ukryje ciąży przed światem i że prędzej czy później Marek dowie się o niej i spyta. Na razie utrzymywała z nim kontakt telefoniczny.
O wyjeździe Uli Marek dowiedział się po swoim powrocie do Warszawy. Podobnie jak o planach przyjaciółek Uli wyswatania jej z Piotrem Sosnowskim. W pierwszej sprawie wiele nie mógł zrobić, ale w tej drugiej już tak i tuż po rozmowie z Pshemko poszedł do bufetu porozmawiać z całą trójką.
-Możecie powiedzieć mi, dlaczego wtrącacie w sprawy moje i Uli? Co ja wam takiego zrobiłem? Wybiłem wam rodziny? W czym jest lepszy jej znajomy ode mnie?
-Chodziło nam tylko o jej szczęście szefie -odezwała się Iza ze strachem.
-Czyli przy mnie byłaby nieszczęśliwa -pytał z uwydatnieniem.
-My tego nie powiedziałyśmy Marek -odparła Ala.
-Ale tak zabrzmiało. Nie można nikomu szczęścia narzucać, bo nie możemy wiedzieć, co ono oznacza dla kogoś. 
-Ula chodziła ostatnio taka smutna, że pomyślałyśmy, że trzeba jej pomóc -tłumaczyła Ela.
-I znaleźć kogoś -pytał wściekle? —Chociaż ty Ala powinnaś wiedzieć, że nie lubi, jak coś się jej narzuca i wtrąca w życie. Byłaś związana z nią najbardziej.
-Jestem tylko człowiekiem Marek i popełniam błędy, jak każdy -odparła.
-Nawet Wioletta przy swoim małym móżdżku nie wpadłaby na taki pomysł -rzekł, odchodząc.
-Mówiłam, że nie powinniśmy wtrącać się w sprawy Uli -mówiła Milewska. —Mi najbardziej się dostało.
-Ale i tak nic nie wyszło. Ula wyjechała i tyle -stwierdziła Iza.
-Mimo wszystko głupio tak wobec Uli i Marka. Marek zawsze był lojalny wobec nas. Pamiętasz Ela, jak przywrócił cię do pracy, gdy Aleks chciał oddać bufet w inne ręce.  Zawsze dbał o pracowników. A Ula walczyła o Marka na ostatnim spotkaniu zarządu jak lwica. Gdyby nie zależało jej na Marku, pogrążyłaby go.  Ona ciągle kocha go a on ją. Dla niej porzucił Paulinę. Musimy jakoś poodkręcać wszystko.
-Tylko jak Ala? Marek tu a Ula od tygodnia w Międzyzdrojach -mówiła  Ela.
-Udawać, że ktoś chory jest nieetyczne, ale możemy problemami w firmie się posłużyć. Sebastian i Pshemko może nam pomogą. Ja pogadam z Sebą a ty Iza z Pshemko.


Obaj panowie na pomysł dziewczyn przystali. Olszański, bo widział przygnębienie Marka, a Pshemko chciał szczęścia Uli. Teraz pozostało tylko wymyślić powód powrotu Uli.
Do Uli w pierwszej kolejności postanowił zadzwonić Pshemko z wymyśloną informacją o Alexie, który prawdopodobnie zawyża budżet na tkaniny i dodatki, a jej wyliczenia, gdzieś mu zginęły. Dzień później odpowiednio nastawiona przez Sebastiana zadzwoniła Wioletta z pytaniem, jak zrobić porównawcze koszty zakupu tkanin z poprzedniej kolekcji z obecnymi i żalami, że wszyscy wszystko chcą od niej i robi się bałagan. Na sam koniec zatelefonowała Ala i powiedziała jej, że Marek ciągle jest w rozjazdach, a Alex wykorzystuje sytuacje i robi wszystko, aby zaszkodzić mu. Przy okazji nadmieniła o Pshemko, że ciągle ma humory, a Wioletta gubi się w papierach i boi się Aleksa.  Ten zaś wykorzystuje brak kompetencji Wioli i wymaga od niej dziwnych zestawień. Na sam koniec dodała, że dobrze by było, gdyby wróciła na swoje stanowisko asystentki prezesa, bo Marek naprawdę potrzebuje pomocy. Na decyzję Ula potrzebowała jeszcze mniej czasu niż parę dni wcześniej, gdy chciała zostać w Międzyzdrojach, bo dwie godziny po telefonie Ali pakowała swoje walizki.
We firmie Ula pojawiła się kolejnego dnia i od razu skierowała do biura Marka. Wioli nie było, to bez zapowiedzi weszła go gabinetu prezesa.


-Ula -rzekła z radością. —Miło cię widzieć.
-Cześć Marek. Przyszłam z odsieczą.
-Z odsieczą? A kto albo co jest zagrożeniem?
-Słyszałam, że są problemy z Aleksem.
-A tak. Wziął tydzień bezpłatnego urlopu i wyjechał ponad tydzień temu na wakacje, a potrzebujemy jego zatwierdzeń budżetowych.
-Jak to Marek?  Ja słyszałam, że robi jakieś problemy tu na miejscu z naszą kolekcją. Pshemko dzwonił do mnie z takimi informacjami a później Wiola i Ala.
-Widocznie okłamali cię.
-Kazałeś im ściągnąć mnie do firmy?  -zapytała oskarżycielsko.
-Nie Ula. Przysięgam, że nie. Nie mam z tym nic wspólnego. Obiecałem ci, że nie będę naciskał na ciebie. Chociaż to cholernie trudne.  
-To po, co ta cała farsa? -pytała ni siebie ni Marka.
-Nie wiem Ula.
-Muszę porozmawiać z dziewczynami i Pshemko -mówiła, idą w stronę drzwi.
Kiedy weszła do sekretariatu zastała tam nie tylko Wiolettę, ale i Alę, Elę, Izę, Pshemka i Sebastiana.
-A to, co ma być? Komitet powitalny? -pytała.
-Komitet mediatorów Ula. Powinniście porozmawiać w końcu. Wczoraj byłaś jeszcze nad morzem na wakacjach, a gdy tylko dowiedziałaś się o problemach Marka przyjechałaś -mówiła Ala.
-To może jedno oznaczać -odezwała się Wioletta. —Miłość.
-Jeśli trzeba zamkniemy was tu na tak długo, aż nie porozmawiacie -oznajmił Sebastian.
-Urszula dokładnie wie, że swojego uczucia do Marka nie da się oszukać -stwierdził projektant.
-Ani zapomnieć o nim -dodała krawcowa.
-A Marek od czasu jak zrezygnowałaś z pracy, chodzi  jak ten przybity pies. Mówi ci o tym jego osobista sekretarka, to chyba wie.
-Ula, jeśli o mnie chodzi to wszędzie i o każdej porze.
-Nie tu Marek. Wyjdźmy gdzieś.
-Ok. Polecam park i zapiekanki albo Wisłę.
-Tylko nie wracajcie w pojedynkę -rzuciła im Kubasińska.  
-Dziękuję, że zgodziłaś się wyjść Ula -mówił, gdy znaleźli na zewnątrz.
-Nie daliby nam spokoju Marek.
-Ale ty tylko, dlatego zgodziłaś się na wyjście -zapytał z rozpaczą?
-Nie Marek. Prędzej czy później spotkalibyśmy się i tak.
-Oni wszyscy mają rację Ula. Kocham cię i proszę cię, żebyś mi zaufała. Inne kobiety już mnie nie interesują. Tylko ty się liczysz. Kiedyś coś podobnego już ci mówiłem, ale nie było to do końca szczere. Teraz jest. Spoważniałem Ula. Twoja pierwsza ucieczka i ta teraz były czymś okropnym. Czułem pustkę wokół siebie. Sebastian zajmował się Wiolą, a do towarzystwa innych osób nie tęskniłem. Dlatego robiłem sobie wyjazdy służbowe i przypominałem sobie nasz wyjazd. Ula ja kochałem się z tobą naprawdę a nie, dlatego żeby coś zyskać. To były niezapomniane chwile z takimi konsekwencjami, że nie potrafiłem zainteresować się inną. Nie tknąłem nawet Pauli.
-Wszystko tak pięknie ująłeś.
-Czyli wierzysz mi?
-Już raz pytałeś mnie o to. Było nad Wisłą. Powiedziałam wtedy, że tak i źle na tym wyszłam.
-A teraz? -nalegał na odpowiedź.
-Teraz dalej ci wierzę. Nawet w tych chwilach, kiedy czułam największe rozczarowanie tobą i gorycz czułam, że kocham. Nie wierzyłam, że może stać się cud.
-A jednak Ula. Cuda się zdarzają. Kocham cię Ula.
-I ja ciebie Marek -powiedziała w końcu, to na co czekał Marek. —Marek jest... -zaczęła, ale Marek zamknął jej usta słodkim pocałunkiem.
-Marek chciałam powiedzieć, że są jeszcze inne konsekwencje pobytu w SPA niż te twoje problemy natury -oznajmiła mu niepewnie. —Kiedy byłam w Międzyzdrojach, uświadomiłam sobie, że jestem w ciąży.
- Naprawdę -rzekł uradowany. —Cudownie Ula -dodał, obracając ku sobie.
-Bałam się, że będziesz zły.
-Ja zły? Kochanie spełniasz kolejne moje marzenie. Do szczęścia brakuje mi teraz tylko kominka, psa i kota. 


Spacerowali jeszcze pół godziny, a do firmy wrócili objęci. Swoim przyjaciołom natomiast powiedzieli o swojej miłości i małym szczęściu ukrytym pod sercem Uli. 


                   ***********************