sobota, 28 grudnia 2019

Ucieczka 1/2 Mini o Uli i Marku.

Nagły wyjazd Uli zmartwił Marka. Chciał powiedzieć jej tyle rzeczy, a nawet nie wiedział, gdzie jest i gdzie jej szukać. Jeszcze prędzej napisał do niej list i poprosiła o spotkanie, ale nie przyszła nad Wisłę. Teraz gdy odeszła wiedział, że kocha ją i tylko ją i że na pewno nie ożeni się z Pauliną. Nie zwiąże się z nią, nawet gdyby rodzice próbowali naciskać na niego albo wydziedziczyć. Odnalezienie Uli było teraz priorytetem i na tym skupił uwagę. Tym samy opuścił się w pracy, co wykorzystywał Aleks. Całkiem przypadkiem dowiedział się, że Ala się wybiera do niej i poprosił ją, aby powiedziała jej, że czeka na nią, kocha ją i że nie poślubi Pauliny. Dwie godziny później zniecierpliwiony zadzwonił do Milewskiej i spytał o Ulę. Dobrych wiadomości nie miała, bo Ula dalej nie chciała z nim rozmawiać. Poddawać się nie zamierzał i postanowił, że sam odnajdzie Ulę. Podsłuchując rozmowę Ali z koleżankami usłyszał jaką trasę chce obrać Ala i że jest tam woda. Daleko, jak wydedukował, nie mogła jechać, bo Ala wyjeżdżała po szesnastej po pracy i chciała w domu być przed wieczorem. Na typowanie miejsc, gdzie można wypoczywać, Marek poświęcił cały wieczór, a dzień później wyruszył w drogę. Miał zaś pięć typów miejscowości. Pierwsza z nich to ta, z której pochodziła Ala, a gdzie jako dziecko jeździł z rodzicami na wypoczynek. Druga to przystań Pod brzozami miejsce samotni Pshemka, trzecia kojarząca się nazwą ze SPA i dwie inne. Sposób na wyciągnięcie informacji od kogoś z obsługi miał prędzej opracowany. Chciał pytać czy Urszula Cieplak już przyjechała. W pierwszych trzech miejscach szczęście nie dopisało mu, a w samotni mistrza o nic nie musiał pytać, bo zauważył Ulę siedzącą na pomoście w towarzystwie jakiegoś mężczyzny.


Ula tymczasem po rozczarowaniu Markiem i po wszystkich oszczerstwach ze strony Febo postanowiła uciec zarówno od Marka jak Aleksa i Pauliny. Dokładnych planów, gdzie uciec nie miała i wybrała miejsce polecone przez Pshemka. Ona i mistrz w ostatnich dniach sporo razem przebywali i rozmawiali. Pogodziła go nawet z synem Wojtkiem i w podzięce polecił Uli swoje miejsce osamotnienia.  Tu poznała Piotra Sosnowskiego, który tymczasowo pomagał przyjaciołom w ośrodku, a z zawodu był kardiologiem. Początek znajomości do udanych nie można było zaliczyć. Był całkiem inny niż w przypadku Marka, kiedy to poczuła zauroczenie i szybsze bicie serca. Skazana była jednak na jego towarzystwo, bo było jeszcze przed sezonem i środek tygodnia więc wypoczywających mało. Do ośrodka Pod Brzozami przywiózł ją Maciek i zostawił tuż przed wjazdem na teren ośrodka. Niecałą godzinę później zadzwonił z informacją, że znalazł list napisany do niej przez Marka i że powinna wiedzieć, co pisze. Ona jednak nie zamierzała wiedzieć, co zawiera list. Znajomość z Piotrem natomiast po nieprzewidzianych okolicznościach przybrała inny obrót i po dwóch dniach znajomości zaczęła więcej z nim rozmawiać.
-To niemożliwe -szepnęła ni do siebie, ni do niego.
-Co się stało? -spytał Sosnowski, spoglądając w tę samą stronę co Ula.
-Marek? Co on tu robi?
-To jest ten od książki? Jeśli chcesz, to powiem mu, żeby opuścił teren ośrodka.
-Nie trzeba Piotr. Sama sobie poradzę -rzekła, wstając z pomostu.

Marek nie czekając, aż Ula dojdzie do niego, wyszedł naprzeciw niej.
-Część Ula.
-Cześć. Co tu robisz? Ala dała ci adres? -pytała z niezadowoleniem.
-Nie Ala. Ja sam cię odnalazłem. Słyszałem jaką drogą chce jechać do ciebie, a na długą drogę się nie szykowała, więc wytypowałem kilka miejsc. Ula tyle mam ci do wyjaśnienia. Chciałem powiedzieć ci to nad Wisłą, ale nie przyszłaś.
-Jaką Wisłą? -pytała niezrozumiale.
-Napisałem ci w liście. Czytałaś go?
-Nie zdążyłam. Maciek tylko wspominał coś. Napisałam na nim adres ośrodka, a on wziął do auta, aby do nawigacji wpisać.
-Szkoda, że nie czytałaś. Ula tak pokrótce to napisałem ci, że dzięki tobie dowiedziałem się co to miłość, że kocham cię i że na pewno nie ożenię się z Pauliną.
-Wiele tracisz -odparła tylko.
-Mówisz jak matka, a prawda jest taka, że nic nie tracę. Od dawna nic mnie z nią nie łączy.
-Oprócz wspólnego mieszkania. To jest to nic? -pytała z uwydatnieniem.
-Już nie. Wyprowadziła się do Aleksa.
-Marek zbyt dobrze cię znam, żeby wierzyć w to, co mówisz. Jeszcze trzy dni temu chciałeś wysłać mnie na Malediwy.
-To nie prawda -wtrącił.
-Prawda Marek -tym razem Ula weszła mu w słowo. —Podsłuchałam twoją rozmowę z Sebastianem. Mówił, żebyś wysłał mnie na Malediwy, aby nie wparować ci do kościoła.
-Było tak, ale ja powiedziałem mu, że żadnego ślubu nie będzie. Tego, jak sądzę, już nie usłyszałaś.
-Dowodów na to nie ma.
-Ula, jeśli nie dla mnie to wróć, chociaż do pracy. Aleks już szykuje audytora. Pozwalnia tylko ludzi. Masz tam przyjaciółki, które potrzebują pracy.
-To w końcu chodzi ci o mnie czy o firmę Marek?
-O jedno i drugie Ula.
-Nie jestem jeszcze gotowa na powrót Marek.
-Ok. Ula. Nie będę naciskał. Pomyśl, chociaż o tym, co ci powiedziałem. A ja obiecuję, że nie będę już nachodził cię tutaj. Proszę, tylko żebyś przemyślała, co powiedziałem.
Trzy dnie później Ula wróciła do Warszawy, skracając tym samym pobyt w ośrodku. Przyczynił się do tego sam Piotr, bo pocałował ją, a nie zamierzała wchodzić z nim w takie stosunku. Na pożegnanie dał jej swój numer telefonu, ale bez żalu na przystanku pozwoliła, aby wiatr papierek porwał daleko w las.

Po powrocie wydarzenia w firmie nabrały tempa, a jej życie za sprawą mistrza zmieniło się o 180°. Jeszcze przed jej ucieczką planował zmienić Ulę w piękną i pewną siebie kobietę i teraz ponownie chciał wprowadzić swój plan w życie. Nie przeszkodził mu w tym nawet fakt, że Paulina nastawiła go przeciwko Uli, wmawiając mu, że to przez Ulę  ślub został odwołany. 
Zmianę wizerunku zaplanował na jedno z popołudni, a nazajutrz Ula miała pojawić się w firmie, aby podpisać papiery na odsprzedanie weksli. Parę dni prędzej Aleks sam opracował szczegóły, ale ona i nikt inny nie wiedział, że kryje się za tym podstęp Febo i braci Scacchi, którzy mieli pomóc im finansowo w odkupieniu udziałów w zamian za pakiet udziałów dla siebie. Kiedy tak by się stało Aleks zamierzał odkupić od Włochów udziały, mieć większość i pozbyć się z firmy Marka i wszystkie przychylne mu osoby.

Pojawienie się odmienionej Uli we firmie wszystkich oszołomiło. 


Począwszy od Ani i Adama Turka poprzez Wiolettę, Alę, Sebastiana, Aleksa i skończywszy na Marku. Ten do firmy przyjechał powiadomiony przez przyjaciela i w ostatniej chwili, bo Ula już zamierzała wyjść.


-Ula -odezwał się z zachwytem. —Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję -odparła jeszcze miło. —Jak mogłeś pozwolić na zwolnienie Ali i Sebastiana -zapytała opryskliwie?
-Nie było ojca i Febo mnie przegłosowali. Na szczęście ojciec jutro wraca i wszystko poodkręcamy. Tato na takie niesprawiedliwości nie pozwoli. Myślałaś nad tym, co ci powiedziałem.
-Na razie muszę zająć się sprawą weksli. Aleks naciska. Przysłał nawet Adama do mnie. Coś mu się spieszy do podpisania ugody.
-Przynajmniej zależy ci na losie firmy Ula. To już coś.
-Naważyłam piwa Marek i muszę je wypić. Będę jutro -rzekła, chcą szybko odejść. —Cześć Marek.
-Cześć -odparł do zamykających się drzwi windy.
Sprawę podstępu Aleksa rozjaśnił Uli Adam Turek najbliższy jego współpracownik. Sam również był na liście do zwolnienia i dlatego miał dostarczyć Uli dowodów na jego przekręty. W ostatniej chwili wycofał się jednak i Ula musiała znaleźć coś innego, aby przekonać Krzysztofa, żeby nie wchodzili w układ z Scacchi. Z braku lepszego pomysłu postanowiła powiedzieć prawdę. Do Sali konferencyjnej szła ze strachem.


-Przemyślała pani naszą propozycję -pytał Dobrzański, gdy usiadła?
-Tak i nie mogę podpisać ugody.
-Dlaczego? Razem z Aleksem dajemy najlepsze warunki -mówił podniesionym tonem.
-Bo nie ufam Aleksowi panie Krzysztofie. Konkretnie to obawiam się, że może zaszkodzić firmie i pracownikom.
-Masz jakieś dowody na to -pytał oburzony na słowa krytyki?
-Wystarczy popatrzeć, co zrobił w ostatnim tygodniu. Zwolnił najpierw Sebastiana a później Alę. Eli nie pozwolił wziąć wolnego, kiedy chciała być z chorym synkiem i zapowiedział, że nie przedłuży z nią umowy. Wiolettę zaś przeniósł do bufetu. A tak się składa, że Sebastian to przyjaciel Marka a Ala i Ela moje przyjaciółki. Zwalnia tych, którzy są mi i Markowi przychylni. Izy chyba tylko dlatego nie zwolnił, bo jest w ciąży i prawo nie pozwala, a i Pshemko nie pozwoliłby na to. A z Wiolą ma rachunki do wyrównania.
-Rozmawiałem już z nim na ten temat i wie, że źle zrobił.
-Tylko że nie zna pan całej prawdy. Marek nigdy panu nic nie powiedział, bo nie chciał pana martwić. W przeciwieństwie do Aleksa, który nie zamierzał nic ukrywać przed panem i przy każdej sposobności pogrążyć Marka.
-To, jaka jest ta prawda -pytał z ciągłym niezadowoleniem na oskarżenia.
-Są trzy takie rzeczy. Ta najświeższa to, że jego odejście to nie jego decyzja była tak do końca. Wioletta nagrała go, jak próbował przekupić ją, aby znalazła coś na Marka. Dlatego teraz mści się na Wioli. Dwie pozostałe mają związek z Fox Fasion. Kiedy Marek zamierzał rozpocząć współpracę z panem Terleckim, ich menadżer nieoczekiwanie wpadł na ten sam pomysł i musieliśmy postawić lepsze warunki. Druga sprawa ma związek z Pshemko. Jeszcze nie zdążył opuścić firmy, a już dostał propozycję od Fox Fasion. Poza tym Scacchi byliby równie obcy w zarządzie, jak ja, a państwu chodził o odzyskanie całości udziałów.
-Ich obecność miała być tylko przejściowa.  
-Ja mogę zwrócić za darmo część udziałów i zachować sobie powiedzmy 5% -rzekła, wprowadzając w zdziwienie Dobrzańskiego. —Mam tylko jeden warunek. Marek pozostanie prezesem.
-Nic, poza tym -pytał podejrzliwie?
-Absolutnie nic. Może nawet uda się wyciągnąć firmę z kryzysu bez pomocy Scacchi. Dobra kolekcja może pomóc firmie. Mam nawet pomysł na nową kolekcję. Taka dla wszystkich. Prościej mówiąc na każdą kieszeń. Klin klinem wybijać.
-Muszę przyznać, że pani propozycja brzmi interesująco -mówił z respektem. 
-Dziękuję panie Krzysztofie. Zawiniłam i staram się teraz wszystko naprawić. Mam tutaj również prawdziwe przyjaciółki i jestem ciągle wdzięczna za to, że miałam szansę pracować tutaj 
-Mam nadzieję, że możemy liczyć na dalszą współpracę w realizacji planu.
-Ja odeszłam z firmy i nie chcę wracać na stałe -odparła mu stanowczo.
-Teraz ja stawiam warunek pani Urszulo. Kiedyś powiedziałem pani, że zajdzie daleko i dalej tak myślę.
-Obiecuję, że pomyślę -odparła dla świętego spokoju.
Decyzja Krzysztofa dotycząca ugody pomiędzy Ulą a firmą całkowicie rozczarowała Aleksa. Miał zatriumfować, a znowu został pokonany. Krzysztof w dodatku wypytał go o sprawy, o których wspomniała mu Ula i musiał tłumaczyć się na doczekaniu, a czego nie potrafił. Marek tym samym wrócił w łaski ojca i ponownie zaczął przychodzić do pracy oraz interesować się tym, co się dzieje. Tym samym pracownicy mogli odetchnąć z ulgą i przestać obawiać się zwolnienia.

wtorek, 24 grudnia 2019

Mini świąteczna.



Firmowa wigilia w F&D od lat była tradycją. Tego to dnia prezes i zarząd obdarowywali swoich najbliższych współpracowników drobnymi prezentami. W tym roku i po raz drugi z rzędu to Marek miał zaszczyt być tym, który zadbał o upominki i pracowników.  Pomagała w tym mu Ula dyrektor finansowy firmy, a pełniąca te obowiązki ponownie od trzech miesięcy. Siedzieli razem w gabinecie Marka i do małych torebeczek kładli kosmetyki damskie lub męskie wraz z życzeniami.



-Kochanie po raz pierwszy od lat cieszę się na wigilię i święta -rzekł do Uli. —Pauli ani Aleksa nie będzie. Tylko ja i rodzice. Nawet Pszemko chce spędzić je z Wojtkiem.
-Odzyskał syna i nadrabia stracony czas Marek.
-A ja na pewno nie będę przeszkadzał, jak wpadnę do ciebie późnym wieczorem we wigilię Ula? Bądź co bądź macie gości.
-Nie będziesz Marek. To ja powinnam się obawiać, czy twoi rodzice nie będą źle patrzeć na mnie. Zostawić ich samych w taki wieczór pomysłem dobrym nie jest.
-Spędzę z nimi całe popołudnie i dopiero po siódmej zerwie się do ciebie. Wrócę do nich również i zostanę na noc.
-To dobrze Marek. Twoja mama powiedziała mi ostatnio, że masz dla nich znacznie więcej czasu, niż gdy byłeś z Pauliną. Cieszy ją ta zmiana.
-Po prostu jestem bardziej zorganizowany. I to zarówno w pracy, jak i życiu prywatnym. Wychodzenie do klubów odpadło.
-I z tego jestem dumna Marek. Tak bardzo się zmieniłeś -mówiła głosem pochwały.
-Dla ciebie wszystko kochanie -odparł czule.
-W ogóle tyle się zmieniło w ciągu tego roku -zaczęła z rozmarzeniem Ula.
-To prawda. Twoje życzenia z poprzednich świąt spełniły się co do joty. Jestem naprawdę szczęśliwy.
-Może to te nasze kamienie księżycowe przyniosły nam szczęście.
-To też Ula, ale gdyby nie ty i to jaka jesteś, dalej byłbym w związku bez przyszłości.
-I pomyśleć, że od wypadku coś się zaczęło i na wypadku skończyło. 
-To jest dowód na to, że nigdy nie wiadomo co los nam pisze Ula.

Po pracy Marek odwiózł Ulę do Rysiowa. Jeszcze przed wyjazdem a później przez całą drogę Ula zastanawiała się jak to będzie, gdy dojadą pod jej dom. Rok wcześniej właśnie tam pocałowała Marka, choć tak naprawdę uważała, że Marek był współwinnym, bo nie protestował i pocałunku nie przerwał. Marek również miał to w głowie i już dawno doszedł do tych samych wniosków.
-Nie lubię, gdy muszę odwozić cię do domu Ula -rzekł jej, gdy dojeżdżali pod dom Cieplaków.
-Jak to? -pytała podejrzliwie.
-Bo to oznacza, że będę spał sam.
-Tylko że dzisiaj śpisz u rodziców.
-Bo ty śpisz w domu. Gdybyś zgodziła się nocować u mnie, to nie spałbym u rodziców.
-Trochę wstrzemięźliwości ci nie zaszkodzi Marek.
-Kiedy pokusa jest, jest nie do odparcia.
-W tym jednym się jednak nie zmieniłeś -westchnęła.
-Lepiej chyba w tym niż na przykład w chodzeniu do klubu.  
-Argument nie do odrzucenia Marek -odparła, gdy zatrzymywał się już przed domem. —Lepiej jest mieć cię w domu, niż nie wiadomo, gdzie. To, co Marek zapraszam na pierniczki i kawę. Obiecałeś Beatce, że spróbujesz jej pierników.
-Zaraz pójdziemy Ula -odparł z tajemniczym uśmiechem. —Skoro jestem taki grzeczny, to pomyślałem sobie, że zasłużyłem na buziaka. Rok temu nic nie zrobiłem, a dostałem.
-Ciągle jest mi głupio, że rok temu zachowałam się tak bezsensownie -mówiła, spoglądając na niego z ukosa.
-Niepotrzebnie kochanie, bo kto wie, jak potoczyłaby się nasza znajomość, gdyby nie tamten dzień -odparł tuż przy jej ustach.
Kolejne półgodziny spędził z Cieplakami. Zjadł z nimi po kawałku ciasta, zostawił prezenty dla Beatki, Jasia i Józefa i pojechał do rodziców. 



Wśród pozostawionych paczuszek tylko upominku dla Uli nie było, bo jak miało okazać się później, miała dostać dopiero wieczorem.
Wigilia w towarzystwie ojca, Jasia, Beatki oraz wujostwa i kuzyna dłużyła się Uli i od osiemnastej zaczęła odliczać czas do spotkania z ukochanym. Rodzina również chciała poznać Marka.
Tymczasem u Dobrzańskich na wigilii również pojawił się gość. Był tym nieoczekiwanym gościem, dla którego pozostawione było puste nakrycie. Pojawił się przed osiemnastą i tuż po wyjściu pani Zosi gospodyni Dobrzańskich.  

Po ósmej, gdy Marek nie pojawiał się w Rysiowie, Ula zaczęła się niepokoić. Zwłaszcza że w jego telefonie odzywała się poczta głosowa. Zadzwoniła również na domowy numer Dobrzańskich, ale i tam nikt nie odbierał. O wpół dziewiątej zadzwoniła do Sebastiana.
-Cześć Ulka -rzekł, zanim ona zdołała coś powiedzieć. —Gratuluje tobie i Markowi. Oświadczyny w taki dzień.
-Seba ja od popołudnia nie widziałam Marka -wtrąciła. —Miał być po siódmej u mnie, ale nie przyjechał. Dzwonię do niego i do jego rodziców i nic.
-Faktycznie nie odpowiada. Dzwoniłem do niego z gratulacjami, ale ciągle był nieaktywny.
-Coś musiał się stać Seba.
-Spokojnie Ula. Pojadę do nich i sprawdzę, co się dzieje.
Ula spokojnie nie mogła siedzieć i poprosiła kuzyna, aby zawiózł ją do Dobrzańskich. Gdy tylko wjeżdżali na ich ulicę, z naprzeciwka wyjechały dwie karetki na sygnale. Przed domem natomiast stały kolejne dwie, policja i straż. Było również auto Marka i Sebastiana. Od razu chciała wejść do środka, ale mundurowy zatrzymał ją w drzwiach.
-Tu mieszka mój narzeczony -mówiła, próbując przejść. —Proszę spytać Sebastiana Olszańskiego, że mówię prawdę. Jest tu,  bo jest jego auto.
-Zaraz sprawdzę. Na razie pani poczeka.
Interwencja Olszańskiego pomogła, bo mogła wejść i porozmawiać z nim.



-Seba co się tu stało? Gdzie Marek.
-Gdy przyjechałem, to zauważyłem samochód Marka na podjeździe i światła w salonie i kuchni. Nikt mi jednak nie otwierał, zadzwoniłem więc na policję. Na początku nie chcieli przyjąć zgłoszenia, ale gdy powiedziałem, o jakich Dobrzańskich chodzi, przyjechali. Po nich straż i wyważyli drzwi. W salonie znaleźli ich nieprzytomnych. 
-Czad!? Tylko nie to!
-Nie Ula. Strażacy w pierwszej kolejności to sprawdzili.
-To, co?
-Jeden z lekarzy zauważył tonic i szampan na stole więc może zatruli się chlorowodorem chininy Ula czy tak jakoś.
-Ale to może być śmiertelne -wzburzała się. —Pamiętam z chemii. Jak oni się czują.
-Najgorzej jest podobno z panią Heleną, a pan Krzysztof odzyskał przytomność i rozmawia z policją.
-A Marek, gdzie jest?
-Wzięło go pogotowie. Jego i Paulinę. Panią Helenę reanimują.
-Jak Paulinę?
-Na to ci nie odpowiem. Musimy poczekać, aż pan Krzysztof będzie mógł z nami porozmawiać.
W czasie, kiedy rozmawiali, to ekipa pogotowia przywróciła pani Helenie czynności życiowe i odwieźli do szpitala. Po kwadransie Ula z Sebastianem chcieli porozmawiać z panem Krzysztofem, ale dostał środki uspakajające i szykowali go do przewiezienia do szpitala. Nie marnując czasu oboje pojechali do szpitala, gdzie przewieźli Dobrzańskich i Paulinę.

Lekarze mieli dla nich w miarę dobre wiadomości, bo wiedzieli już, co było powodem zatrucia i mogli wdrążyć odpowiednie leczenie. Obawiali się tylko o to, czy narządy wewnętrzne nie uległy uszkodzeniu. Pierwszy do żywych powrócił Marek, ale zanim z nim mogli porozmawiać, w szpitalu pojawił się policjant, który prowadził śledztwo i rozjaśnił im nieco sprawę.
-Sprawdziliśmy panią Febo i okazało się, że do Polski przyleciała dwa dni temu i zameldowała w hotelu Sobieski. Z hotelu nigdy nie wychodziła przez ten czas i dopiero przed siedemnastą zamówiła kurs do państwa Dobrzańskich. Od pana Krzysztofa wiemy, że pojawienie się jej było całkiem nieoczekiwane. Podobno jej brat tydzień temu wyjechał do Szwajcarii na narty i miał wrócić po Nowym Roku, czuła się osamotniona i przyleciała do Polski. Najprawdopodobniej ona przywiozła włoski tonik z domieszką chlorowodoru chininy i chciała celowo ich zatruć. I siebie przy okazji.
-Chyba tylko z miłości posunęła się od takiego czynu -rzekła Ula.
-Raczej z zemsty -wtrącił Olszański.
-Na jedno wychodzi. Tylko w czym zawinili Dobrzańscy Seba. Tyle lat traktowali ją jak córkę.
-Sam tego nie rozumiem -odparł.
Wczesnym rankiem na oddział intensywnej terapii pielęgniarki przywiozły Krzysztofa. Leżał w innym skrzydle szpitala, ale uparł się, aby odwiedzić rodzinę. Potwierdził również to, co powiedział policjant.
-Przywiozła nam tonik ACQUA BRILLANTE. Wszyscy lubiliśmy wypić, więc nikt z nas nie pogardził. Przez głowę nie przeszło nawet nam, że może coś zrobić. Powiedziała nam, że Aleks zostawił ją samą i teraz zrozumiała jak wiele złego zrobiła i jak ważne jest, aby być z kimś bliskim w taki czas. Z płaczem wyżalała się Helenie, a kwadrans później poczęstowała nas trucizną.
-Słów brakuje, aby ją określić panie Krzysztofie -odparł Olszański.
-Wychowaliśmy ją jak własną córkę. Miała być naszą synową, a chciała nas pozabijać. Nie wiem, jak Helena to zniesie.
-Postaramy się, aby jak najlepiej. Zaopiekujemy się i panem, pana żoną i Markiem -zapewniała Ula.
-Gdyby nie ty Ula i nie zaczęła się martwić o Marka, moglibyśmy teraz leżeć tam martwi.
-Prędzej powinnam zareagować. Marek był zawsze słowy.
-Tylko się nie wiń drogie dziecko.
-A jak się stało, że pan jest prawie zdrów? -zapytał Sebastian.
-Wypiłem tylko połowę. Kolega dzwonił i wyszedłem do sypialni spokojnie porozmawiać. Tam straciłem przytomność.
Dwie godziny później Ula mogła na chwilę zobaczyć się z Markiem.



-Ula kochanie -rzekł od drzwi. —Nie tak miały te święta wyglądać.
-Ciii -uspokajała. —Najważniejsze jest to, że żyjesz i że się kochamy.  
-Miałem oświadczyć ci się wczoraj -zagadnął.
-Wiem. Sebastian złożył mi już gratulacje. I tak zgadzam się Marek. Zostanę twoją żoną.
-Dziękuję Ula. Teraz do zdrowia jeszcze szybciej będę chciał dojść. 
Dzień później do Polski przyleciał Aleks i od niego dowiedzieli się, że Paulina okłamała nie tylko Dobrzańskich, bo i jego, bo nalegał na wspólny wyjazd, ale siostra zdecydowanie odmawiała wspólnych wakacji twierdząc, że leci do Rzymu na święta do koleżanki. Brat nie zauważył również nic niepokojącego w zachowaniu siostry.
W drugi dzień świąt wszyscy czuli się w miarę dobrze i tylko Dobrzańska miała zostać na dłużej w szpitalu, bo wykryto u niej stan przedzawałowy. Marek zdecydował się również pójść porozmawiać z byłą narzeczoną.
-Paula dlaczego? Dlaczego rodzice? W czym zawinili? Mogłaś, tylko mnie wybrać. To ja zawiniłem, bo rzuciłem cię.
-Twoja matka -odparła z podkreśleniem i odpuszczając mówienie Helena. —Twoja matka zbyt szybko zapomniała o mnie. Gdy rozmawialiśmy ostatnio, ciągle mówiła, jaka to ona jest dobra i miła. Takie nic, bez majątku wkradło się w łaski twoich rodziców.
-Jesteś niezrównoważona Paula.
-Oczywiście, że jestem -odparła ze wzrokiem szaleńca. —Kto normalny targnie się na własne życie? Sam się przekonasz, że zaczną mnie badać panowie w białych fartuchach i salach bez klamek.
W tym Febo nie myliła się, bo po wypisaniu z oddziału ratunkowego zamiast do aresztu trafiła na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Tam spędziła trzy miesiące i lekarze w końcu orzekli, że jest i była poczytalna na umyśle. Tym samym groziło jej dożywocie.
Ula i Marek tymczasem nadrabiali to, co niedane im było przeżyć w dniu wigilii. Dzień na oświadczyny z kwiatami i pierścionkiem Marek wybrał równie uroczysty co wigilia, bo oświadczył się Uli w noc sylwestrową tuż przed północą. Spędzili go tylko we dwoje w mieszkaniu Marka na Siennej, a po północy oddali się temu, co tak bardzo lubił Marek. 


 Zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz zdrowia , szczęścia , pomyślności i spełnienia marzeń w 2020 roku. 
Oby nie był gorszy od bieżącego. 

środa, 4 grudnia 2019

Rodzeństwo Góreckich cz. 7

Związek najmłodszej latorośli Góreckich Marty z Wojtkiem od chwili, gdy wszystko sobie wyjaśnili, rozwijał się z każdym dniem. Nie przeszkadzała im nawet odległość prawie sześciuset kilometrów, jaka dzieliła Kraków od Zielone Kamedulskie obok Suwałk. Żyli na szczęście w czasach telefonów, Internetu i samolotów i mogli pozwolić sobie na różne formy kontaktów. Oboje zdawali sobie sprawę, że jeszcze przez dwa lata tak pozostanie, bo Marta kończyła studia pedagogiczne. Dużą zasługę w połączeniu ich miała starsza siostra Martusi Gabrysia. Po tak udanych swatach Gabi postanowiła zająć się bratem Tomkiem obecnie przebywającym w Londynie i jej koleżanką Kasią. Z tym było jednak trudniej, ale okazja na spotkanie tej pary się znalazła.
Odwiedziny u brata Gabrysia planowała od dawna. Teraz postanowiła polecieć do niego na urodziny, aby w ten dzień ktoś z rodziny był z nim. Na podróż zaplanowała sobie cały tydzień. Przypadkiem dowiedziała się również o urlopie Kasi i postanowiła podstępem wziąć ze sobą. Dziewczynę rzucił właśnie jej długoletni chłopak i chciała pomóc jej zapomnieć o byłym ukochanym.
-Powinnaś zabawić się i postarać się, żeby on się dowiedział, że łez po nim nie wylewasz -przekonywała koleżankę, podczas spotkania przy kawie. —Wyjdź gdzieś.
-Jakoś nie w głowie mi zabawa. Wszędzie tu będą przypominać mi się tylko spotkania z Adamem.
-To wyjedź gdzieś. Tu się zadręczysz. On nie jest wart twoich nerwów.
-Samej nie mam ochoty wyjeżdżać.
-Zawsze możesz polecieć ze mną do Londynu za tydzień na tydzień. Tomek ma dwupokojowe mieszkanko i będzie, gdzie spać.
-Czy ja wiem -mówiła bez entuzjazmu. —Może być niezadowolony, że zwalę się mu na głowę.
-Mogę od razu zadzwonić do niego i spytać o zdanie. Tobie pozostanie tylko decyzja. Tomek pół dnia jest w pracy i mi tak samej po Londynie nie widzi się chodzić. Zwłaszcza po sklepach.
-Propozycja jest kusząca.
-To nad czym się jeszcze zastanawiasz dziewczyno? Wyobraź sobie tylko spacery nad Tamizą, Big Ben, opactwa, królewskie ogrody, stadion Wembley.
-Już nad niczym -odparł chęcią zobaczenia tych miejsc. —Chętnie polecę z tobą, jeśli się Tomek zgodzi.
-I to jest mądra decyzja kochana. Dzwonię do Tomka i zapowiem nas.
- A bilet dostaniemy tak od ręki?
-Nie powinno być problemu Kaśka.

Czas pozostały do wylotu Gabi poświęciła głównie na pracę w biurze nieruchomości oraz na urządzaniu domu Damiana.  W pracy miała oddaną pracownicę w osobie dawnej właścicielki pani Matyldy i mogła więcej czasu poświęcić drugiej rzeczy. Po urządzeniu salonu i kuchni zajęła się i sypialnią chłopaka. Chociaż z tym ostatnim nie zamierzała się zajmować, ale Damian tak sprawę załatwił, że wspólnie z nim oraz Asią znajomą Damiana zajęła się i tą częścią domu. Asia również dalej delikatnie wyciągała od Gabi, to co jej się podoba.
-Tylko nie zarzucajcie mnie wzorami tapet albo kolorami ścian -mówił im. —Podobają mi się stonowane kolory. I żeby jedna była w innym kolorze albo w tapecie.
-Faceci -rzuciła z pogardą w odpowiedzi Gabrysia. — Tylko na gotowe chcieliby przyjść. Mógłbyś trochę więcej zaangażowania wykazać.
-Przecież powiedziałem, co lubię Gabi -sprzeczał się z nią.
-Podobają mi się stonowane kolory -kpiła. —A mi się podobają stylowe kinkiety -dodała, dając kolejną podpowiedź, co się jej podoba. —Mógłbyś coś więcej powiedzieć.
-Tylko że ja mam do was zaufanie. Dół urządziłyście ze smakiem.
-Zasługa Gabi nie moja -odparła Asia. —Większość mebli, to jej wybory. Widać, że chodzenie po domach za ofertami i oglądanie kolejnych pomieszczeń daje rezultaty.
-To, co ciekawego i praktycznego do sypialni wypatrzyłaś Gabi -zagadnął. —Może da się u mnie wykorzystać.
-Półeczki i szafki za wezgłowiem. Można kupić komplety takich mebli razem z łóżkiem. Nawet ze stolikami nocnymi.
-Świetny pomysł -odparł z zadowoleniem, że kolejne pomieszczenie będzie urządzone wedle gustu Gabrysi. —Masz coś takiego w swoich katalogach -zapytał Asię.
-Coś się znajdzie Damian. Nasz klient nasz pan.



Sporo czasu Gabrysia poświęcała również zajęciu, które jeszcze dwa miesiące temu było dalekie w jej priorytetach życiowych, a teraz sprawiały jej nieznaną radość. Gabrysia mianowicie w zastępstwie Marty, która często jeździła do Krakowa pomagała Damianowi w wolontariacie.
-Wezmę cię w wieczystą dzierżawę -powiedział jej kiedyś Damian, gdy wracali z wizyty w jednym z domów dziecka.
-Dlaczego? -pytała, spoglądając na niego z zaskoczeniem.
-Cuda robisz z dziewczynami. Umiesz je zainteresować różnymi sprawami. A chłopcy to już w ogóle. W ogóle odnoszę wrażenie, że masz wszelkie predyspozycje do bycia matką.
-Powiedział, co wiedział -odburknęła.
-Nie planujesz wyjść za mąż ani dzieci Gabi? 
-To chyba nie jest twoja sprawa Damian.
-Owszem nie moja, ale ja naprawdę uważam, że byłabyś wspaniałą matką pomimo tego, że nigdy nie miałaś takich aspiracji.
-Skąd możesz to wiedzieć. Nie znaliśmy się.
-Z rozmów z Martą. Trochę opowiadała mi o rodzinie. Wiem co teraz sobie myślisz Gabi.
-Co Damian. Skoro już zacząłeś? 
-To, że jestem wścibski. Ale to moja jedyna wada Gabi.
-A to co ma znaczyć. To ma być twój folder reklamowy?
-Nie skąd Gabi. Ja chciałem tylko przedstawić fakt z mojego życia.
Następnego dnia Gabrysia pakowała się na tygodniowy wyjazd do Londynu i w duchu cieszyła się, że nie będzie widzieć Damiana przez tydzień.



Pobyt w Londynie dziewczęta rozpoczęły we wtorek wieczorem.Tomek przyjechał po nie na lotnisko i zaprosił na kolacje. Trzy kolejne dni spędziły praktycznie tylko we dwie, bo Górecki był w pracy w szkole. Sobota natomiast należała do całej trójki. Był to również dzień urodzin Tomka. Kasia dzień prędzej w podzięce za gościnę upiekła mu nawet tort i z pomocą Gabi przygotowała polskie tradycyjne sałatki i inne dania. Oprócz nich na urodzinach gościło trzech Anglików znajomych Tomka, a późnym wieczorem całe towarzystwo wybrało się do centrum. W domu została, tylko Gabrysia wymigując się bólem głowy. Tak naprawdę jednak liczyła, że Kasia i Tomek będą mieć okazję pobyć samym. W tym się nie myliła.




-Dawno się tak miło nie bawiłam -mówiła, gdy przechadzali się w pobliżu Tamizy. —Jest tu tak pięknie. Warto było namówić się na wyjazd.
-Miło wiedzieć Kasiu. Adama ci nie zastąpię, ale może chociaż uda mi się w małym stopniu sprawić, że poczujesz, że życie może toczyć się dalej i może być udane i szczęśliwe.
-Teraz to wiem. I wiem, że na Gabi i ciebie mogę liczyć. Dobrze mieć takich przyjaciół.
-Miło wiedzieć, że tak myślisz o nas i polecamy się na przyszłość. Przynajmniej na mnie możesz liczyć Kasiu.
-Dzięki i zapamiętam.
-Nie mam zwyczaju nigdy nic kręcić i nie będę ukrywać, że liczę na coś więcej niż przyjaźń -zagadnął nieoczekiwanie.
-Zaskoczyłeś mnie -odparła po chwili.
-Spodobałaś mi się już w chwili, gdy zobaczyłem cię w szpitalu i zanim jeszcze dowiedziałem się, kim jesteś. Tak ustawicznie mi się przyglądałaś.
-Pamiętam -odparła z delikatnym uśmiechem na wspomnienia. —Ja byłam w lepszej sytuacji, bo wiedziałam, kim jesteś. Ale i ty mi się również przyglądałeś. Myślałam, że dlatego, że mnie rozpoznałeś.
-Niestety, ale swojej żony i matki moich dzieci z dzieciństwa nie rozpoznałem.
-Wybaczam.
-Nie jesteś zła, że byłem taki bezpośredni w moich uczuciach. Ale taki już jestem. Mówię, co myślę.
-Nie, nie jestem zła. I nie wiem, co będzie dalej Tomek. A, co z Michaliną?
-Nic nie ma z Misią. Tak naprawdę to denerwuje mnie jej dziecinność. Całkiem niedawno, bo cztery miesiące temu była jeszcze Susanna, ale odeszła do kogoś z lepszymi perspektywami na życie.
-Tak jak Adam -odparła cicho.
-To coś już jest, co nas łączy. Nieodpowiednio dobrane ukochane osoby.
-Na to wygląda -odparła.
Reszta pobytu w Londynie dziewczynom mijała równie dobrze i miło. We wtorkowy wieczór natomiast Tomek odwiózł dziewczyny na lotnisko.
-Miło było cię gościć -rzekł do Kasi, gdy Gabrysia taktownie zostawiła brata i koleżankę samych.
-A ja dziękuję za gościnę i towarzystwo -odparła.
-Mogę dzwonić -zagadnął. 
-Pewnie, że możesz. Będę odbierać. Chyba że będę akurat zajęta, ale oddzwonię.