poniedziałek, 7 października 2019

Nieporozumienie -mini o Uli i Marku.


Całonocna praca Uli i Marka przyniosła efekty, bo kolekcja stworzona przez Ulę jako prezes nie była już zagrożona. Przyniosła ze sobą również jednak i zmęczenie. Zwłaszcza Marka, bo Ula zdrzemnęła się na kanapie we własnym gabinecie. Rano na podziękowania i rozmowę nie było czasu i oboje rozeszli się w swoje strony. Marek, który miał wkrótce lecieć do Włoch i powinien pójść i spakować się ranek spędził w parku i przypominał sobie chwile z Ulą spędzone w tym miejscu. Ula tymczasem tylko na chwilę przyjechała do domu, aby się przebrać i w towarzystwie Maćka miała wrócić do firmy. Gdy była w łazience to rozdzwonił się jej telefon, ale nie odebrała. Przyjaciel krzyknął do niej, tylko że dzwoni Marek. Po wyjściu z toalety sprawdziła telefon i odnotowała wiadomość głosową od Marka.  I choć miała ochotę odsłuchać zostawiła na później, gdy będzie sama. Wiadomości zaprzątała jej myśli również całą drogę i nawet nie patrzyła, co się dzieje na trasie.
-Gościu nieźle przywalił -rzekł Maciek, gdy docierali do centrum.
-Co mówiłeś? -zapytała nieco rozkojarzona. 
-Ula wróć do żywych. Wypadek mijamy -mówił, sporo zwalniając.
-Zatrzymaj samochód -rzekła, odpinając pasy. —To auto Marka.
-Ula nie mogę ruchu tamować -mówił, ale Ula nie słuchała go i wyskoczyła z auta. Chwilę później była przy karetce.
-To samochód znajomego -mówiła ze zdenerwowaniem do ratowników. —Dokąd go zabieracie?  Co mu jest?
-Nie mamy czasu na rozmowę -odparł jeden z nich, zatrzaskując drzwi karetki. —Jedziemy na Karową.
-Na Karową Maciek -rzekła Ula do przyjaciela, gdy ponownie pojawiła się w samochodzie Maćka.
- Ula nie widziałaś, kto jest ranny. Pełno jest takich aut w Warszawie.
-To numer rejestracyjny samochodu Marka.
-I ty pamiętasz jego numer auta?
- Tak Maciek pamiętam.  I numer pesel, telefonu i rozmiar koszuli.

Do szpitala dotarli znacznie później niż karetka, bo ruch był duży i nie jechali pojazdem uprzywilejowanym. Tam Ula zaczęła chaotycznie szukać kogoś, kto mógłby pomóc jej powiedzieć, gdzie znajdzie Marka i spytać o zdrowie.
Tymczasem lekarz i pielęgniarki zajęli się Markiem i przechodził pierwsze badania. Jedna z pielęgniarek zadzwoniła także na numer domowy i powiadomiła Paulinę.
-Gdy był pan nieprzytomny, to zadzwoniliśmy do pana domu -oznajmiła mu siostra Sylwia. —Narzeczona obiecała zaraz przyjechać tutaj.
-Niepotrzebnie. Ona nie jest już moją narzeczoną.
-Nie wiedziałam. Zawsze może pan zabronić jej widzenia.
Uli w końcu udało się zlokalizować Marka i wypytać jedną z pielęgniarek o niego. Siostra Sylwia w tym czasie wychodząc z rejestracji usłyszała ich rozmowę i uprzedziła Marka.
-Jakaś kobieta pytała o pana w rejestracji. Ładna, elegancka i zadbana brunetka.
-Nie chcę jej widzieć. Proszę powiedzieć jej, żeby poszła sobie i nie wracała -mówił, zakładając, że to Paulina.
-Może jednak zobaczy się pan z nią. Wygląda na zdenerwowaną.
-Nie -mówił zdecydowanie. —Nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
Chwilę później pielęgniarka pojawiła się na korytarzu. Ula również zdążyła dojść do tej sali. Chciała już wejść, ale ta zatrzymała ją.
-Pan Dobrzański musi odpoczywać -mówiła, omijając wszystko to, co mówił Marek, bo Ula wyglądała jej na osobę sympatyczną. —Proszę wpaść później.
-Tylko na małą chwilkę -mówiła, próbując wejść.
-Naprawdę, ale nie. Pan Marek musi odpoczywać.
-Rozumiem -odparła smutno i odeszła, bo wyczuła, że pielęgniarka prawdy nie mówiła.
Po wyjściu ze szpitala usiadła na jednej z ławek i zajęła się myślami.


Wrócił do Pauliny i razem wyjadą. Tyle czasu ostatnio spędzali razem i zaowocowało. Zbyt późno zrozumiałam, kto jest dla mnie najważniejszy. Straciłam miłość życia i znowu przyszło mi płakać. 
Zadzwonił do niej również Piotr i pomimo tego, że nie miała ochoty widzieć się z nim, to umówiła. Później pojechała do pracy.

Pół godziny później w szpitalu pojawiła się i Paulina. Podobnie jak Ula szukała Marka albo kogoś, kto mógłby jej pomóc w ustaleniu, w której sali leży.
-Ma pan dzisiaj masę odwiedzin -rzekła mu ponownie siostra Sylwia.
-Kto tym razem? -pytał z nadzieją. —Kobieta?
-Tak. Przedstawiła się jako Paulina Febo.
-Paulina? -mówił do siebie. — Idiota ze mnie. Ula jest również ładną, elegancką brunetką. Kazałem wyrzucić jedyną kobietę, którą kocham.
-To znaczy, że ta pierwsza była tą, na którą pan czekał, a ta jest tą narzeczoną, której nie chciał pan widzieć -wydedukowała.
-Dokładnie tak. Ona mi tego nie wybaczy.
-To proszę się nie martwic, bo nie powiedziałam jej wszystkiego, co pan mówił. Nie mogłabym tak w twarz powiedzieć, że jest niemile widziana. Wyglądała sympatycznie.
-To, co konkretnie pani powiedziała?
-Że musi pan odpoczywać, ma później przyjść i że nie jest to czas odwiedzin i my później możemy mieć problemy -dodał ostatnie stwierdzenie od siebie.
-Nie wszystko stracone -mówił z radością. —Paulinie proszę powiedzieć, żeby odeszła i nie wracała. I proszę nie mieć skrupułów. Ona ich nie ma dla wielu osób.
Chwilę później Marek usłyszał podniesiony głos Pauliny i to, że odgrażała się pielęgniarce. Wejść jednak nie weszła.

W szpitalu pojawił się i Sebastian i była okazja, aby zadzwonić do Uli i wyjaśnić nieporozumienie. Pech chciał, że Olszańskiemu wyładował się telefon, a numeru Uli nie pamiętali, gdy chcieli skorzystać z komórki siostry Sylwii. Ten firmowy numer natomiast nikt nie odbierał. 
-Wiola pewnie pojechała już do domu, a Ula pewnie z koleżankami na pogaduszkach jest -mówił, pocieszając, bo słyszał, że Ula była umówiona z Piotrem na popołudnie. —Pewnie wpadnie niedługo. Poza tym jutro pokaz to i ma sporo pracy Marek.
-Oby wpadła Seba. Muszę wytłumaczyć jej te całe nieporozumienie.
-Jesteście w końcu sobie przeznaczeni Marek -odparł Sebastian.



Ula tego dnia nie pokazała się w szpitalu. Podobnie jak następnego dnia rano. Od rana zajęta była pokazem i jeśli myślała o Marku to tylko jako o byłym szefie. Miała i inne sprawy na głowie, a nie tylko Marka i pokaz, bo jeszcze Piotra i ich wspólny wyjazd do Bostonu. Tego dnia miała dać mu w końcu odpowiedź i pojechać ewentualnie do ambasady.
Jadąc tuż przed jedenastą do ambasady Ula miała cichą nadzieję, że będzie kolejka i powie Piotrowi, że nie ma czasu czekać. Na miejscu okazało się jednak, że Piotr wszystko prędzej załatwił, weszli bez kolejki i dużo formalności nie musiała załatwiać. Po wyjściu miała nawet o to do Sosnowskiego pretensje.
W tym samym czasie Sebastian odwiedził Marka w szpitalu i powiedział przyjacielowi, że Ula pojechała do ambasady.
-Było do przewidzenia, że wyjedzie -mówił strapiony. —Od trzech tygodni doktorek nie mówił o niczym innym jak o wyjeździe.
-I chcesz tak rozstać się z Ulą?  Bez rozmowy? -pytał Olszański. —To jest najgorsze, co możesz zrobić. Co możecie zrobić z Ulą. Dogadywaliście się zawsze.  
-Przepadło Seba. Przepadło. Wyjadę gdzieś daleko i zapomnę. Ona już wybrała.

Po powrocie do firmy Ula zajęła się mniej ważnymi sprawami, a większy ruch przed pokazowy rozpoczął się przed szesnastą. Wtedy również Sebastian mógł w końcu porozmawiać z Ulą i przekonać ją, aby odwiedziła Marka w szpitalu albo choćby zadzwoniła i spytała o zdrowie. Miała już to uczynić, ale mistrz Pshemko zdenerwowany tym, że wszyscy zajęci są swoimi komórkami, a nie tym co mówi, to kazał oddać je do przechowania do czasu końca pokazu. Ula wyjątku również nie stanowiła. Gala dłużyła się Uli, chociaż prezentacje poszczególnych kreacji przebiegały dość szybko. Po pokazie Pshemko tak jak obiecał oddał wszystkim telefony i chciała już zadzwonić do Marka, ale zainteresowała ją wiadomość na poczcie głosowej.
Ula proszę cię nie wylatuj. W szpitalu zaszło nieporozumienie. To Paulinę pielęgniarki miały odprawić, a nie ciebie. Kocham cię i nic, i nikt tego nie zmieni. Chciałem nawet z miłości do ciebie zrezygnować z ciebie, żebyś była szczęśliwa w Bostonie, ale nie potrafię i chcę zawalczyć. Nie wylatuj Ula, nie wylatuj.
Słowa, które usłyszała dodały jej skrzydeł i tuż po przebraniu się z sukni ślubnej w swoją własną pobiegła do wyjścia. Po drodze spotkała Piotra, który liczył, że uczczą we dwoje sukces pokazu i ich wyjazdu do Bostonu.
-Dasz zaprosić się na kolację Ula. Mamy co świętować -zagadnął.
-Nie Piotr. Ja jadę do Marka. Muszę z nim porozmawiać.
-Nie możesz zrobić tego jutro? Chyba nie ma odwiedzin o tej porze.
-Dla mnie są -wtrąciła.  —Ja kocham Marka i jadę powiedzieć mu o tym -postanowiła nic nie ukrywać. —Między nami nie uda się Piotr i lepiej będzie, jak się rozstaniemy teraz. Do miłości nie da się zmusić.
-Byłem tylko po to, żeby zazdrość wzbudzić? -pytał z wyrzutem.
-Nie Piotr. Wypadek Marka otworzył mi oczy. 
-Mało razy cię skrzywdził. Tacy jak on nie zmieniają się w kochających i wiernych facetów -mówił podniesionym głosem.
-Marek kocha mnie, bo był w stanie zrezygnować ze mnie. A teraz przepraszam, ale taksówka wynajęta przez firmę podjechała. Powodzenia w Bostonie Piotr. Życzę ci, żebyś spotkał kobietę, która pokocha cię szczerze. Cześć Piotr. 

Pół godziny później biegła korytarzem szpitalnym i kierowała się w stronę sali 109. Po drodze spotkała pielęgniarkę Sylwię.
-Mówiłam pani, żeby przyszła pani później. Pan Marek ciągle czekał na panią.
-Teraz to wiem i jestem szczęśliwa. I dziękuję za wszystko.
Gdy weszła do sali Marek leżał z przymkniętymi oczami.
-Ula? Jesteś? -mówił, gdy tylko otworzył oczy.
-Odsłuchałam twoją wiadomość i przyjechałam najszybciej, jak się dało Marek -mówiła, siadając na łóżku. —To było piękne. I mogę powiedzieć to samo. Nie wyjeżdżaj na wakacje Marek. Nie wyjeżdżaj nigdzie beze mnie. Kocham cię i nikt, i nic tego nie zmieni.
Długo w szpitalu Ula zostać nie mogła, ale wróciła tam następnego dnia, a kolejnego odebrała ze szpitala i pojechała z nim na Sienną. Parę dni później natomiast wyjechali razem na zasłużone pierwsze wspólne wakacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.