Przyjście Uli do szpitala do
Marka po jego wypadku dobrym pomysłem nie było. Chciał tyle powiedzieć mu, a
nie miała okazji nawet zobaczyć się z nim, bo na korytarzu spotkała Paulinę,
która powiedziała jej, że Marek nie chce jej widzieć. Nie wiedziała tylko, że
Febo również dopiero przyszła i nawet nie miała okazji zobaczyć się z byłym
narzeczonym.
Marek tymczasem nie wiedząc,
co się dzieje na jednym z korytarzy poszedł do toalety. Chciał również wejść do
pokoju lekarskiego i spytać o jakiś środek przeciwbólowy. Do środka nie wszedł,
bo usłyszał część rozmowy dwóch lekarzy, oglądających zdjęcie z prześwietlenia
głowy.
-Gdyby nie ten wypadek to
pewnie jeszcze długo tętniak rósłby w mózgu, a pacjent nie wiedziałby o tym. Z
tego, co wiem nie dawał żadnych objawów.
-A ile lat na pacjent?
- Jest po trzydziestce.
-Młody człowiek. Według mnie
tętniak jest nieoperacyjny. Ale zobaczymy, co powie neurochirurg -mówił jeden z nich idąc w stronę dzwoniącego telefonu.
-Za dwie godziny skończy operować, to powinien zobaczyć prześwietlenie pana Dobrzyckiego -dodał drugi z lekarzy, ale dźwięk telefonu nieco zagłuszył.
-Za dwie godziny skończy operować, to powinien zobaczyć prześwietlenie pana Dobrzyckiego -dodał drugi z lekarzy, ale dźwięk telefonu nieco zagłuszył.
-Trzeba porozmawiać z
pacjentem. Jutro popołudniu będzie ordynator, to zastanowimy się wspólnie jak
przejść przez to.
-Tylko jak powiedzieć
pacjentowi, że ma tykającą bombę w głowie.
Nie podsłuchując dłużej
poszedł zdruzgotany w stronę swojej sali.
Prześwietlenie pana Dobrzańskiego. Tętniak
nieoperacyjny. Tykająca bomba w głowie -słowa lekarzy kołatały mu w głowie. Nawet
nie wiem, ile zostało mi czasu. Tętniak może w każdej chwili pęknąć i zalać
mózg. Może to tydzień, miesiąc, rok albo
tylko dzień. Nigdy nie doświadczę szczęścia jak oni -myślał, patrząc na
jakiegoś mężczyznę z żoną i dzieckiem.
Wraz z tymi ponurymi myślami
doszedł na salę. Chwilę później pojawiła się u niego Paulina.
-Marco tak mnie
przestraszyłeś -mówiła, przysiadając na łóżku i głaszcząc po policzku. —Niczym
się nie martw, bo zajmę się tobą i szybko wrócisz do zdrowia. Tak jak
poprzednio.
-Paula nie potrzebuję pomocy
ani współczucia – rzekł jej wyjątkowo brutalnie. —Chcę być sam. Możesz to
uszanować. Dopiero co miałem wypadek.
-I tylko dlatego wybaczam ci
twój ton Marco. Coś ci przynieś? -pytała z uśmiechem.
-Nie. Nie rozumiesz tego
krótkiego słowa. Masz się wynieś z tej sali albo zadzwonię po pielęgniarkę i
siłą cię wyprowadzą do samych drzwi wejściowych. Pośmiewiska chyba chcesz
uniknąć -dodał, sięgając po przycisk przywołujący pielęgniarkę.
-Jesteś chamski i podły -odparła
i wyszła.
Ula tymczasem po niemiłej
rozmowie z Pauliną wyszła ze szpitala. Tam czekał na nią Piotr, chociaż nie miał
na nią czekać. Rozmawiać ochoty z nim nie miała, ale wiedziała, że musi
powiedzieć mu, co czuje. Postanowiła, że załatwi to szybko.
-Ciągle jesteś?
-Nie mogłem zostawić cię
samej Ula. Zawiozę cię do firmy.
-Sama pojadę Piotr i przepraszam,
że dawałam ci nadzieję na coś więcej, ale ja cię tylko lubię. Nie będę
potrafiła pokochać cię. Z Markiem też nie będę, bo właśnie dowiedziałam się, że
wybrał Paulinę.
-Ula poczekam na twoją miłość
-rzekł po chwili.
-Nie Piotr. Możemy zostać
tylko dobrymi znajomymi -odparła i uciekła.
Później usiadła na ławce
przed szpitalem i rozpłakała się. Taką zastał ją Sebastian.
-Ula? Co tu robisz? Płakałaś?
-zarzucił ją pytaniami.
-To nic Sebastian.
-Marek może przyjmować już wizyty.
-Chyba tak Seba. On nie chce
mnie widzieć. Paulinę wybrał. Spotkałam ją na korytarzu, gdy wracała od Marka.
-I to ona ci to powiedziała,
a ty jej uwierzyłaś. Idziemy Ula -mówił, biorąc pod rękę.
-Dokąd?
-Do Marka.
-To bez sensu Seba
-protestowała, gdy Olszański ciągnął w stronę wejścia.
Gdy dochodzili do jego sali
usłyszeli ostatnie słowa Marka i Pauliny. Febo chwilę później pojawiła się na
korytarzu.
-Paula, dlaczego okłamałaś
Ulę? Myślałaś, że się nie wyda?
-Niech sobie go bierze. Coś
mu na mózg padło.
-Chyba tobie Paulino -odparł
Olszański.
Gdy jednak zaczęli z nim
rozmawiać zrozumieli, co miała na myśli Paulina.
-Zobacz, kogo ci
przyprowadziłem Marek –rzekł z przekonaniem, że widok Uli ucieszy go.
-Niepotrzebnie.
-Paulina mówiła, że ci
odwaliło, ale nie myśleliśmy z Ulą, że mówiła poważnie -stwierdził
zdezorientowany Sebastian.
-Nie odwaliło mi tylko, tylko
-próbował coś powiedzieć.
-Nie jadę do Bostonu Marek.
Nie mogę wyjechać z kimś, kogo nie kocham -oznajmiła mu Ula. —Sam kiedyś tak
mówiłeś.
-Myliłem się -odparł
momentalnie. —Lepiej być z kimś, kto cię kocha i próbować pokochać niż być z
nikim.
-Tym nikim niby jesteś ty?
-pytał Sebastian.
-Marek, dlaczego mówisz takie
rzeczy? -pytała Ula.
-Dlatego że wiem, jaki jestem
-mówił zdecydowanym głosem. —Nie jestem typem, który jest wierny. Nie chcę
kiedyś cię krzywdzić, jak krzywdziłem Paulę.
-Właśnie to robisz Marek
-mówił Olszański. —Krzywdzisz kobietę, która...
-Seba to nie ma sensu
-wtrąciła Ula, chcąc odejść. —Nie będę się pchała na siłę w jego życie.
-Ula poczekaj. Coś tu nie
gra. Jeszcze wczoraj myślał inaczej.
-Ale teraz wiem, że nie chcę
się z nikim wiązać -odparł brutalnie.
-Więcej razy nie będę ci się
narzucać – odparła Ula i uciekła z sali z płaczem jak parę minut wcześniej, gdy
Paulina powiedziała jej, że Marek nie chce jej widzieć. Teraz bolało jednak
znacznie mocniej.
-Marek nie rozumiem cię
-rzekł, gdy Ula wyszła. —Od uderzenia w głowę naprawdę pomieszało ci się w
łepetynie? Tyle czasu zabiegałeś o Ulę, a teraz nie chcesz się wiązać, bo boisz
się, że kiedyś możesz ją zranić. Głupie to jest.
-Seba wiem, co mówię -mówił
stanowczo.
-Chyba nie wiesz. Zapomniałeś,
jak wszystkie panienki odsyłałeś, gdy zrozumiałeś, że Ulkę kochasz.
- Fakt Seba od chwili, kiedy
zrozumiałem, że kocham Ulę nie zainteresowała mnie żadna kobieta -mówił,
podchwytując to, co mówił Sebastian. —Był tak do dzisiaj. Jedna pielęgniarka
zadziałała na mnie. Rozumiesz Seba. Poczułem to samo jak w starym życiu. Jak
byłem z Pauliną. Stało się raz może być kolejny.
-To o to chodzi -odparł, choć
nie był przekonany do tego, co mówi.
-Możesz teraz coś zrobić dla
mnie? -zapytał szybko, aby przyjaciel tematu nie drążył.
-Co konkretnie.
-Przynieś mi spodnie, koszulę,
bieliznę.
-A co? Wypuszczają cię?
-Tak. Zrobią mi jeszcze jedno
badanie i jeśli wszystko wyjdzie dobrze wychodzę stąd -odparł kłamiąc, bo
lekarze nic takiego mu nie mówili.
Sebastian z rzeczami w
szpitalu pojawił się popołudniem.
-Dzięki Seba. Jesteś najlepszym
kumplem.
-Proszę Marek. Wiola mówił,
że Ula jest załamana. Nikt nie może uwierzyć w to, co zrobiłeś.
-Zapomni –odparł błaho.
-Kiedyś ja ci mówiłem, że
wyliże się jak wszystkie, a teraz ty mi coś podobnego.
-Pamiętam. Byłem wściekły na
ciebie za takie głupie gadanie.
-Teraz ja jestem wściekły na
ciebie. Ciągle ci nie przeszło to zauroczenie pielęgniarką.
-Nie -odparł krótko. —Pomyślałbyś
w tamtych czasach, że kiedyś będziesz Uli bronił.
-Nie. A co zamierzasz teraz
robić? Paulinę rzuciłeś, Ulę rzuciłeś.
-Nie wiem. Na razie wyjadę na
urlop. Tak jak planowałem. Później zobaczymy. Będę dzwonił. I jakby coś się
działo złego z Ulą to mi mów.
-Widzisz Marek. Nie jest ci
obojętna -przekonywał Olszański. —I nie mów, tylko że to przyjaźń.
-Bo tak jest. Jej
przyjacielem nigdy nie przestanę być, a przyjaciele pomagają sobie. Choćbym był
na końcu świata, to jej pomogę.
-Idea piękna, ale nie taka,
jaką byśmy sobie życzyli -rzekł mu szczerze. —Jutro rano wpadnę Marek -dodał.
—Wiolka już na mnie czeka.
-Ok. Rozumiem. Nie chcę narażać cię na gniew Wiolki. Pozdrów
ją ode mnie. I do jutra -dodał, choć wiedział, że go już tu nie będzie.
Może
nawet to nasze ostatnie spotkanie -myślał, gdy wychodzili z sali. Na pamiątkę zapiszę ci samochodziki.
Przyjaciela odprowadził do samej
windy. Tam spotkał pacjenta z sali obok, który odprowadzał żonę i córeczkę.
-Również z wypadku? -zapytał
na widok gipsu na ręce.
-Z wypadku, ale w czasie
pracy. Kolega źle umocował rusztowanie i spadłem z trzech metrów tak
nieszczęśliwie, że złamałem rękę. Najchętniej
wyszedłbym stąd, ale żona uparła się, aby posłuchać lekarzy i zostać dłużej dla
bezpieczeństwa.
-Bo ma rację. Ma pan dla kogo
żyć i lepiej wyjść całkiem zdrowym.
Kwadrans po wyjściu
przyjaciela był już przebrany i wyszedł niezauważony ze szpitala. Godzinę później natomiast
siedział w jednej z kancelarii adwokackiej i przepisał cały swój majątek na
Ulę. Później wpadł na moment na Sienną po swoje rzeczy i dokumenty i pojechał
na lotnisko. Planu, gdzie ma lecieć nie miał i wybrał Portugalię i lot na
godzinę dwudziestą pierwszą.