Wyjazd Uli do samotni mistrza
nie przyniósł spodziewanych efektów. Miała tam zapomnieć o Marku, o jego
podłościach i że za parę dni miłość jej życia bierze ślub. Nie stało się tak
jednak. Dodatkowym minusem była obecność Piotra Sosnowskiego. Już przy poznaniu
dobrego wrażenia nie zrobił. Była jednak skazana na jego towarzystwo, bo było
jeszcze przed sezonem i gości mało. Wytrzymała z nim całe cztery dni, a piątego
postanowiła uciec od niego i tego miejsca. Stało się to po tym, jak Piotr
przygotował dla nich piknik i w czasie którego odważył się ją pocałować.
Następnego dnia rano była już spakowana i gotowa na wyjazd. Piotr odprowadził
ją jeszcze na przystanek i dał kartkę z numerem telefonu, ale tuż przed
przyjazdem autobusu pozwolił, aby wiatr porwał ją daleko w las.
Kiedy dojeżdżała do Warszawy,
podjęła szaloną decyzję i prosto z przystanku PKS pojechała na lotnisko.
Liczyła, że znajdzie się jedno wolne miejsce na bilet do Mediolanu. Pani z
obsługi powiedziała jej, że nie tylko jest wolne jedno miejsce, ale kilka, bo
sporo osób odwołało rezerwację. Nie szastając pieniędzmi, wybrała klasę
turystyczną. Do odlotu miała jeszcze trzy godziny, to odświeżyła się, zrobiła
drobne zakupy, zadzwoniła do ojca i powiedziała, że wróci nie prędzej niż w
niedzielę wieczorem. Przejrzała również oferty na nocleg na najbliższe trzy
dni. Do Mediolanu doleciała po siedemnastej, a godzinę później była już w hotelu.
Kiedy zameldowała się już, poszła na krótki spacer i na kolację. Po powrocie do
pokoju był tylko czas, aby się odświeżyć i położyć się spać.
Jestem
masochistką -myślała. —Inaczej nie da się wytłumaczyć mojego
pobytu tutaj. Będę patrzyła, jak mój ukochany przysięga innej. Miłość, wierność,
uczciwość małżeńską i że nie opuści ją aż do śmierci. Tylko ile z tego dochowa?
Chyba tylko to ostatnie.
Następnego dnia obudziła się
w jeszcze gorszym dołku.
To
już jutro. Jutro w południe Marek ożeni się z Pauliną Febo. Może zrobić tak,
jak mówił Sebastian, wparować do kościoła i zepsuć ceremonię? Tylko co to da?
Paulina gotowa będzie mnie za coś takiego zlinczować.
Pomimo tego odświeżyła się
zeszła na śniadanie i poszła na zwiedzanie Mediolanu. Nawet pogoda sprzyjała na
spacer, bo było słonecznie, ale nie upalnie. Katedrę odpuściła sobie, bo budowlę miała
obejrzeć nazajutrz. Zwiedziła plac z Łukiem Triumfalnym, obejrzała obraz
Ostatniej Wieczerzy, operę La Scala.
Po tylu wrażeniach i całym
dniu na nogach zasnęła całkiem szybko. Ale również szybko obudziła się, bo po
piątej.
Jeszcze
sześć godzin. Później pięć i coraz mniej. Ciekawa jestem, co teraz Marek robi?
Śpi czy czuwa? Denerwuje się czy jest zrelaksowany? Jest zniecierpliwiony czy czas
mu ucieka? Nawet pogoda im sprzyja -pomyślała
patrząc w okno. Gdyby
chociaż padało, zepsułoby ceremonię choć trochę.
Marek tymczasem po kłótni z
matką w piątkowe pojechał w ciemno do Rysiowa. Nie wiedział, czy Ula już jest i
czy będzie chciała z nim porozmawiać. Drzwi otworzył mu nieoczekiwanie Maciek.
-Ty tu? -zapytał zdziwiony.
-Tak ja. Zdziwiony jesteś.
Jak wyrzucają mnie drzwiami, to wchodzę oknem.
-Nie o to chodzi. Jutro ślub
bierzesz.
-Nie biorę -wtrącił.
—Odwołałem wszystko.
-Serio mówisz?
-Tak serio. Byłbym tutaj,
gdybym kłamał.
-No nie.
-To chciałbym teraz z Ulą
porozmawiać.
-Nie ma jej. Wróci w
niedzielę.
-To pan znowu -odezwał się
Cieplak, który przyszedł sprawdzić, z kim rozmawia Maciek. —Nie powinien być
pan już w Mediolanie. Jeśli dobrze pamiętam ma pan się jutro żenić.
-Pamięta pan dobrze, ale
żadnego ślubu nie będzie. Chciałem z Ulą porozmawiać. To ważne.
-Tyle przez pana wycierpiała.
-Wiem panie Józefie, ale ślub
odwołałem dla Uli. Kocham pana córkę. Chociaż może wydawać się wam to dziwne.
-Prędzej spodziewałbym się
miliona w lotka.
-Sam uwierzyć nie mogę panie
Józefie -wtrącił Maciek.
-To jak jest z Ulą. Naprawdę
jej nie ma.
-Naprawdę -rzekł Cieplak.
—Pojechała do tej samotni waszego mistrza. Ma wrócić w niedzielę. Może kawy
napije się pan? Właśnie parzyłem dla siebie i Maćka.
-Chętnie -odparł, bo kawy
napiłby się naprawdę i mógł również zyskać w jego oczach.
Kiedy wyszedł od Cieplaków, pomyślał,
aby pojechać do ośrodka. Na podróż do samotni mistrza było jednak za późno i postanowił
pojechać tam z rana. Po godzinie był na miejscu, a pierwszą napotkaną osobą był
Piotr Sosnowski.
-Pan szuka kogoś, czy na
weekend -zawołał z daleka.
-Szukam Uli Cieplak.
-Jak Uli? Wyjechała we
czwartek.
-Jak wyjechała? W domu jej
nie ma.
-A ty jesteś tym jej
przyjacielem Maćkiem.
-Tak -skłamał bez
zająknięcia. —Maciek Szymczak. Naprzeciwko
siebie mieszkamy i na pewno nie ma jej w domu.
-Dziwne. Sam odprowadzałem ją
w czwartek rano na przystanek autobusowy.
-Nie panie... .
-Piotr Sosnowski.
-To niemożliwe panie Piotrze,
bo dzwoniła do ojca i powiedziała, że wróci do domu w niedzielę. Wczoraj
wysłała smsa i napisała, że jest tu pięknie i ciepło. Próbowałem dodzwonić się,
ale telefon był poza zasięgiem. Nic się przed jej wyjazdem złego nie stało?
-Nie. Tylko ten jej były szef.
Wie pan, potraktował jak zabawkę. Oby nic
sobie nie zrobiła z powodu tego gogusia.
-Ula jest rozsądna, ma
rodzinę i nic głupiego by nie zrobiła -odparł, starając się mówić bez
zająknięcia. — Teraz muszę pojechać od razu do Cieplaków i powiedzieć jak
sprawa się przedstawia. A panu dziękuję za informacje i do widzenia.
Gdy odszedł kawałek od
Sosnowskiego, chciał zadzwonić do Cieplaków, ale stwierdził, że nie jest to
rozmowa na telefon, więc postanowił pojechać do nich i jeszcze raz porozmawiać.
Kiedy dojechał do Rysiowa, w
domu zastał całą trójkę Cieplaków. Jasiek z Beatką byli na dworze, a Cieplak
przygotowywał obiad.
-Cześć Jasiek, Betti.
-Dzień dobry -przywitała go
Beatka. —Jak przyjechał pan do Ulci, to jej nie ma. Jutro wróci -poinformowała
go, a on zastanawiał się czy nie kazano jej tak mówić.
-Nie do Uli. Przyjechałem do
ciebie, Jaśka i twojego ojca. Jasiek wracam właśnie z tego ośrodka, gdzie miała
być Ula i jakiś kierownik powiedział mi, że wyjechała we czwartek.
-Jak wyjechała w czwartek?
Dzwoniła we czwartek i mówiła, że wróci w niedzielę. Nie okłamuję pana -mówił z
przejęciem. —Wczoraj również dzwoniła i wspominała, że jest tam pięknie i
ciepło.
-To, gdzie może być?
Tymczasem Cieplak widział
przez okno przyjazd Marka i wyszedł na dwór.
-Pan Marek powiedział, że Ula
się zgubiła -oznajmiła ojcu Beatka, zanim odezwał się Marek czy Jasiek.
-Nie zgubiła się Betti, tylko
wyjechała z ośrodka i pojechała gdzie indziej. Codziennie dzwoni do nas. Nic
jej nie jest.
-Ula jest taka rozsądna Jasiek
i dziwne, że nic nie powiedziała o zmianie planów -odparł mu ojciec.
-A Ula wie, że nie bierze pan
ślubu? -zapytał tymczasem Jasiek.
-Nie wiem. Napiszę jej parę
słów. Telefonu może nie odebrać.
-A ja pójdę przedzwonić
-zadeklarował Józef.
Przez kwadrans odzewu ze
strony Uli nie było, ale w końcu telefon Marka zadzwonił.
-Ula dzwoni -rzekł do
Cieplaków.
W sobotę Ula pod katedrą
zjawiła się już o dziesiątej, choć do czasu ślubu były dwie godziny. Nie
zauważyła również żadnego wzmożonego ruchu. Kiedy o jedenastej dalej nic się
nie działo, zaczęła się dziwić. W południe była już całkowicie zdezorientowana,
o co w tym chodzi.
Zadzwoniła w końcu do Ali.
-Cześć Ala.
-Cześć Ula. Myślałam dzisiaj
o tobie i czy nie wybrać się do ciebie dzisiaj i nie zostać do jutra.
-Ala, ale ja wyjechałam z
tego ośrodka. Pojechałam do SPA, gdzie byłam z Markiem -skłamała na doczekaniu.
—Wiem, co zaraz powiesz, że nie powinnam, ale nie potrafiłam się oprzeć. I nie
mów ojcu, gdzie jestem. Jutro zresztą wracam.
-Ula, tylko bardziej się
zadręczasz.
-A co w firmie? Jest już
spokój? Tyle było zamieszania ze mną i ślubem. Są już jakieś pierwsze
doniesienia o tym wzniosłym wydarzeniu?
-Nikt ci nie powiedział, że
ślubu nie ma.
-Nie.
-Został odwołany Ula.
-Jak odwołany? Coś się komuś stało?
-Nie Ula. Ale tyle plotek
krąży po firmie, że nie wiadomo, w co wierzyć.
Marek
odwołał ślub, czy tak po prostu został odwołany, czy sprawy firmy za tym stoją?
A może jest tylko przełożony?
-Miałam ci powiedzieć o
odwołanym ślubie, jak odwiedziłam cię, ale nie chciałaś słuchać o Marku.
-Trzeba było nie słuchać
mnie, tylko mówić -mówiła z nieuzasadnionymi wyrzutami.
-Ula czekam pod gabinetem
dentystyczny i zaraz będę wchodziła do środka -odparła, nie komentując wypowiedzi Uli. —Możesz zadzwonić za pół godziny?
Albo ja zadzwonię do ciebie, jak wyjdę i wtedy porozmawiamy.
-Nie ma sprawy Ala.
Idąc na obiad niemal unosiła się ze szczęścia.
Chociaż wiedziała, że nic to jeszcze nie oznacza. Kiedy znalazła się już w
małej restauracji, wyciszyła telefon i zajęła się przeglądaniem karty dań. Była
jednak ciągle była rozkojarzona i poruszona. Tym samym nie doczytała, co
zamawia albo pomyliła numer zamówienia, bo kiedy zjadła kilka kęsów, zaczęła
się źle czuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.