Iza Lipińska od połowy
czwartej klasy zaczęła chodzić swoimi ścieżkami. Duży wpływ na to miał rozwód
rodziców, przez który właśnie przechodzili. Ojciec Izy związał się z młodszą
koleżanką z pracy i któregoś dnia oznajmił, że odchodzi. Matka bez winy nie była
również, bo kariera była dla niej ważniejsza niż rodzina. Oboje zresztą
pracowali we własnej firmie od świtu niemal do zmierzchu. Ona natomiast była
pod opieką kolejnych niań. Czwarta klasy był tym czasem dla Izy, kiedy wychodziła
z wieku dziecięcego, wchodziła nastolatkę i potrzebowała, aby ktoś zwrócił na
nią uwagę. Zmieniła nawet swoją garderobę z czerwonych i różowych sukienek,
spódniczek i innych elementów garderoby na ciemny kolor. Z nauką problemów od
pierwszej klasy nie miała. Nie musiała nawet wkuwać lekcji, bo przyswajanie
literek i działań matematycznych przychodziły jej z łatwością. Z przedmiotów
najbardziej lubiła polski, angielski i wychowanie muzyczne. Do muzyki i śpiewu
miała talent, a rodzicom mogła być wdzięczna, że zapisali ją na zajęcia muzyczne,
gdzie mogła swoje pasje pogłębiać. Tym samym w szkole zawsze była delegowana do
wystąpień na akademiach i innych uroczystościach szkolnych. Jednak zamiast
przymusu w szkole wolała schole w kościele. Tam mogła pośmiać się, pożartować a
nie uczyć się na pamięć piosenki, żeby wykonać ją raz czy dwa razy. W kościele
miała również większą publikę, która słuchała jej anielskiego głosu, a nie
znudzone dzieciaki i młodzież na akademii. Wraz z dorastaniem wyostrzył się jej
gatunek muzyki, jaki lubiła słuchać. Był to rock, hard rock i heavy metal,
czyli wszystkie te gatunki, które nie pasowały do jej tonacji głosu. Poglądy na
swoje życie anarchistyczne i wiele było w niej buntu na matkę i jej zakazy. Mama
dalej zajęta była kancelarią, a ojciec nową żoną i synem. Co niektóre weekendy
i inne dnie spędzane z ojcem do udanych nie należały, bo zazwyczaj towarzyszyła
im Karolina jego żona i ich syn Staś. Do braciszka nic nie miała, ale do
macochy wiele, bo na siłę chciała zostać jej przyjaciółką. Problemy w domu
przekładały się na kłopoty w szkole, bo po kilku udowodnionych jej winach
wszystkie inne spadały na nią. Do tego zaczęła opuszczać się w nauce, bo
twierdziła, że nie jest jej potrzebna. Stać ją było na piątki, szóstki a zadowalała
się czwórkami i trójami. W pierwszej klasie liceum jej matka zadecydowała o
przeprowadzce od Nowego Roku z Kalisza do Wrocławia. Tam mieszkała siostra mamy
a jej ciocia wraz z trzema synami.
Zgoła inne życie wiodła
Karolina Wysocka. Wychowywała się w pełnej rodzinie i z dziadkami. Miała
jeszcze dwóch starszych braci. Mateusz był starszy o 10 lat starszy a Paweł o
8. Jej mama była nauczycielką, a ojciec pracował w urzędzie wojewódzkim
Wrocławia. W wieku przedszkolnym dziadkowie zajmowali się nią. Odprowadzali do
przedszkola i z powrotem. Z rodzicami i braćmi sporo czasu również spędzała.
Całą piątką chodzili na spacery, do kościoła, wyjeżdżali na weekendy i wakacje.
Od dzieciństwa była wrażliwa i trochę zamknięta w sobie. Kiedy zaczęła chodzić
do pierwszej klasy podstawówki, mama została tam dyrektorką i dla tych
siedmiolatków było to coś, co ją wyróżniało i powodem do chluby. Z biegiem
czasu ta chluba stawała się przekleństwem, bo nie była już Karoliną, tylko
córką dyrektorki. Jako dyrektorka Wysocka zła nie była, ale zawsze nią była. Najgorsze
były dwie ostatnie klasy. Siódma i ósma, bo jej koleżanki zaczęły coraz
bardziej stroić się, po szkole malować, umawiać się z chłopakami a ona wolała
książki i zgłębiać wiedzę. Jej ubiór zaś daleki był od panującej mody. Nie
nosiła przedartych dżinsów, markowych bluz i adidasów, a długie włosy wiązała
zwykłą gumką z tyłu głowy. Planów jako takich sprecyzowanych na przyszłość nie
miała, bo ze wszystkich przedmiotów miała piątki i szóstki. Kiedy w ostatniej
klasie przyszedł czas na wybór szkoły ponadpodstawowej, postawiła na zwykłe
liceum ogólnokształcące. Liczyła, że tam będzie lepiej, bo już nie będzie córką
dyrektorki. Nowe otoczenie takie dobre nie okazało się, bo żadna z jej
koleżanek z podstawówki do jej klasy nie trafiła i przez pierwsze miesiące
czuła się samotna. W drugim semestrze dołączyła do nich Iza Lipińska i ich
wychowawczyni wskazała ją na zaopiekowanie się nową koleżanką. Miała pożyczyć
jej zeszyty, aby mogła po przepisywać lekcje i oprowadzić po szkole. Pierwsze
wrażenie Iza na Karolinie dobre nie zrobiła, bo z twarzy wyczytała bunt i to,
że będzie rządzić w klasie i może szkole. Bardziej pasowała do Patrycji,
Agnieszki i Roksany niż niej. Cała trójka chodziła z nią do klasy i do tej pory
one rządziły i najbardziej dokuczały jej i innym dziewczyną z tych
spokojniejszych jej klasy.
Dwa dni po rozpoczęciu nauki
Iza zaskoczyła Karolinę bardzo pozytywnie. Obie stały na przystanku i czekały na
autobus do domu Karoliny, gdy dwie jakieś dziewczyny zaczepiały jakąś
bezdomną.
-Kultury nikt was nie
nauczył? -zapytała odważnie.
-A ty co? Matka Teresa jesteś
-prychnęła jedna z nich. —To śmieć.
-Dokładnie to od Dzieciątka
Jezus. A śmieć w śmietniku masz.
-Wygadana jesteś tak samo, jak
mocna? -zapytała zaczepnie wyższa dziewczyna.
-Macie jakieś problemy z
akceptacją innych? -zapytał jakiś rosły chłopak obie obce dziewczyny.
-Już nie Dunaj. Zresztą,
autobus nasz jedzie -odparła i obie odeszły kawałek.
-Wielkie dzięki Dunaj -rzekła
mu Iza.
-Spoko. Nie lubię po prostu
chamstwa. Adam Dunajec i chodzę z nimi do jednej szkoły -dodał, odchodząc do
podjeżdżającego autobusu.
-Kurczę. Odważna jesteś
-rzekła tymczasem Karolina do Izy.
-To nic takiego Karola. Ja
też nie lubię chamstwa.
Pojawienie się Karoliny z Izą
zrobiło na rodzinie mieszane uczucia. Z wyglądu zachęcająco nie wyglądała, ale
w rozmowie było znacznie lepiej. Akcje jej jeszcze bardziej podrosły, gdy
Karolina opowiedziała rodzinie, co się wydarzyło na przystanku autobusowym. Przez
kolejny tydzień Karolina sporo opowiadała o Izie, jej rodzinie i poglądach. Nie
zawsze zgadzało się to z poglądami osobistymi i tymi pedagogicznymi jej matki. Córka
też była ewidentnie pod jej urokiem. Dlatego też matka Karoliny uruchomiła
swoje znajomości i z papierów Izy nadesłanych ze szkoły w Kaliszu dowiedziała
się poprzez dyrektora liceum, że było z jej zachowaniem sporo kłopotów. Postanowiła porozmawiać z córką
na ten temat, bo nie chciała, aby wpadła w jakieś kłopoty.
-Jak nowa koleżanka -zapytała
córkę, gdy przygotowywały kolację? —Dalej taka bojowa?
-Jeśli pytasz, czy zdążyła
coś w szkole nawywijać to nie.
-Ogólnie pytam.
-Na razie musiała po odrabiać
cały materiał i czasu na nic innego dużo nie miała. Ale jest lubiana. I ja ją
lubię.
-To dobrze. Takie zmiany
otoczenia czasami źle wpływają na człowieka. Zwłaszcza na taką młodą osobę. Papierosy,
alkohol, narkotyki.
-Mamo nie musisz robić mi
wykładu. Nie jestem dzieckiem.
-Wiem, że jesteś rozsądna, ale jesteś moim dzieckiem i się
martwię.
Tydzień po tej rozmowie Iza
ponownie okazała swoją odwagę. Obie szły parkiem, gdy dwóch chłopaków
siedzących na ławce zaczęło gwizdać na ich widok.
-Hej -zawołał jeden z nich,
wstając z ławki. —Dacie się gdzieś zaprosić.
-Odwal się palancie -rzuciła
Iza.
-Typowa odpowiedź dziewczyn
-prychnął drugi, próbując objąć ją.
-A mam ci dowalić -odparła
Iza.
-Ostre dziewczyny są w
moim... -zaczął, ale nie zdążył dokończyć, bo kilka ciosów zwaliło go na
ziemię.
-Tak załatwiam sprawy z
natarczywymi chłopakami.
Po tym wydarzeniu Iza jeszcze
bardziej urosła w oczach Karoliny. Iza tymczasem
pomału wsiąkała w nowe otoczenie. Poznała szkołę, nadrobiła zaległości, zapisała
się do chóru przy kościele i na zajęcia gry na gitarze. Z nowo poznanych jej osób Karolina najbardziej
się jej spodobała. Pomimo nawet tego, że były całkiem innych charakterów. Ona
była buntowniczką, a Karolina spokojną i uległą. Przy Izie Karolina po raz
pierwszy urwała się z lekcji i poszła z nią do galerii na zakupy. Stała się też
pewniejsza i nawet Patrycja, Agnieszka i Roksana nie były dla niej problemem. Po
lekcjach czasami chodziły we dwie bez celu i rozmawiały na wiele tematów. Karolina
z tych wędrówek wracała do domu prędzej, bo miała ograniczony czas i czasami
zazdrościła Izie, że ma tyle wolności i może pozwolić sobie prawie na
wszystko. Koleżanka w takich momentach
mówił jej, że powinnaś się cieszyć, że ma takich rodziców, bo jej matka na uwadze ma
tylko karierę, a ojciec obowiązki rodzicielskie spełnia alimentami wypłacanymi
matce i jej kieszonkowym w postaci comiesięcznego zasilania jej konta bankowego.
Po miesiącu znajomości zaczęły zwierzać się i stały się nierozłączne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.