Ula tymczasem po wyjściu ze
szpitala pojechała do firmy. Choć po spotkaniu z Markiem była w wielkim bólu
musiała jednak zająć się jutrzejszym pokazem. O wydarzeniach ze szpitala nie
chciała ani pamiętać, ani rozmawiać. Od tematu nie dało się uciec, bo wszyscy,
choć jej samej nie pytali o nic to szeptali po kątach. Było to jej nawet na
rękę, bo siłę rozmawiać miała tylko z Sebastianem i Wiolettą. Para, która
kiedyś nie była jej przychylna teraz okazała się przyjacielska i umiała podnieś
na duchu.
-Ula to nie podobne do Marka
-mówił jej Olszański, gdy wrócił od niego. —Dowiem się, co się tak naprawdę
stało.
-To znaczy, że wiesz o czymś,
czego ja nie wiem?
-Nie Ula -skłamał bez
mrugnięcia okiem. —Tak się mówi. Mam pójść do niego popołudniem z rzeczami to
jeszcze raz pogadam.
-Był taki pewny, jak mówił
wszystkie te rzeczy. Może poznał jakąś dziewczynę? -dedukowała Ula.
-Niby gdzie? -Olszański z
miejsca wybił jej te myśli z głowy. —Ostatnie tygodnie żył jak mnich.
- Właśnie -dodała Wioletta,
która nie wiedziała o wymyślonej pielęgniarce. —Praca dom, praca dom.
-A macie jakieś inne
racjonalne wytłumaczenie na jego zachowanie? -pytała przyszłych Olszańskich.
-Tylko uderzenie w głowę. Gdy
będę u niego, to pójdę do pokoju lekarskiego i spytam jakiegoś lekarza czy jest
możliwe takie zachowanie po takim urazie -odparł Olszański.
-Może ma tą -mówiła Wiola
zastanawiając się. —Amnestie.
-Amnezję Wiola -poprawił jej
narzeczony. —Nie ma, bo pamiętał nas.
-Przynajmniej wiedzielibyśmy,
na czym stoimy i wolałabym to -rzekła Ula. —Kiedyś w końcu przypomniałby sobie
nas.
-Ula musisz być dobrej myśli
-argumentował Olszański. —On cię naprawdę kochał, a tego się nie zapomina.
-Seba idź do szpitala i
dowiedz się, jak jest -odparła mu. Tylko prawda mnie interesuje i muszę
wiedzieć, na czym stoję. Lepsza najgorsza prawda niż kłamstwo.
Inaczej było z jej
koleżankami, które po tym, jak dowiedziały się o tym, co wydarzyło się w
szpitalu uważały, że powinna dać szansę Piotrowi, skoro Marek nie może się na
nic zdecydować. We trójkę pojawiły się w jej biurze, aby pomóc jej i Uli w
ostatnich przygotowaniach do pokazu i każda po swojemu wyraziła swoje zdanie.
-Cały Mareczek -kpiła Iza.
—Po raz kolejny okazał się zwykłą podłą świnią.
-Albo zrobił na złość. Chciał
pokazać Piotrowi, że potrafi odebrać cię mu i że to on jest twoją miłością Ula
-dorzuciła Ela.
-Marek taki nie jest -broniła
go Ula. —Musiał mieć jakiś powód. Ja tak myślę i Sebastian.
-A co on może mówić Ulka.
Kryje przyjaciela -odezwała się Ala. —Założę się, że zna prawdę.
-Seba dopiero chce dowiedzieć
się prawdy -odparła. —Pojechał właśnie do Marka, to może dowie się czegoś
więcej.
-Z Piotrem miałaś
przynajmniej jasną sprawę -stwierdziła Iza. —Kochał i kocha cię i nieba by ci
przybliżył.
-Tylko że ja niczego takiego
nie czułam.
-Ja do Władka na początku też
nic nie czułam, a teraz jestem szczęśliwa z nim -rzekła Ela. —Z wami może być
tak samo. Idź do tej ambasady i dajcie sobie szansę. Marek się nie zmieni.
-Właśnie, że się zmienił w
ostatnim czasie -mówiła Ula.
-Była to tylko złuda Ula
-odparła bufetowa.
-To prawda Ulka -rzekła Ala.
—Nawet ja po jego zachowaniu w ostatnich tygodniach dałam się nabrać i
uwierzyłam, że się zmienił.
-Ale ja znam go lepiej i
wiem, że dzieje się z nim coś złego -mówiła nieustępliwie broniąc swojego
zdania.
Tymczasem personel medyczny
zorientował się, że brakuje im pacjenta. Gdy przeszukanie szpitala nic nie dało
to przejrzeli monitoring. Wtedy to okazało się, że wyszedł niezauważony przez
nikogo. Zadzwonili ponownie do jego domu, ale nikt nie odbierał. Ze względu na
powagę sytuacji i jego stan zdrowia powiadomili o zaistniałej sytuacji policję.
Ci zaś o ucieczce syna Dobrzańskich. Dochodzenie szybko przerwano jednak, bo
Marek pomimo tego co zrobił, był na tyle rozsądny i zadzwonił do rodziców z
informacją, że jest cały i żeby się nie martwili o niego. Dobrzańscy
postanowili jednak dowiedzieć się o powód zniknięcia i dlatego wynajęli
detektywa. Poszli również do Pauliny, aby dowiedzieć się od niej czegoś. Ona
jednak ku ich wielkiemu rozczarowaniu źle ich potraktowała, a ich syna wyzwała
od najgorszych.
Dzień później odbył się pokaz
kolekcji F&D Gusto. Miał on być wyjątkowy dla Uli i Marka, a okazał się ciężki
do przeżycia. Ula uśmiechała się na siłę, a w środku była cała w nerwach i
załamana. Wiedziała już o ucieczce Marka ze szpitala i martwiła się o niego,
aby nic złego mu się nie stało.
Sama kolekcja spodobała się
publice i tuż po pokazie wróżono jej sukces. Ula wraz z Pshemko i Krzysztofem
natomiast odbierała zasłużone gratulacje i udzielała wywiadu. Dobrzański
również korzystając, że jest przed kamerą nie szczędził słów pochwały nad panią
prezes i zaproponował dalszą owocną współpracę.
Detektyw wynajęty przez
Dobrzańskich nie próżnował i dwa dni po zniknięciu syna dowiedział się, w jaki
sposób ostatnie godziny pobytu w Polsce spędził Marek. Dotarł również do
notariusza, ale ten nie mógł im zdradzić celu wizyty Marka i o tym, że cały
majątek przepisał Uli się nie dowiedzieli.
Marek tymczasem w dalekiej
Portugalii oglądał w Internecie relację z pokazu, a widok ukochanej w sukni
ślubnej przyprawiał go o zawrót głowy.
Cały pokaz nagrał i puszczał sobie do
znudzenia. Ciągle jednak nie zamierzał wracać ani nie zdradzać, gdzie dokładnie
jest. Czas mijał mu na zwiedzaniu Porto, ale robił to z przymusu, aby w
hotelowym pokoju nie zwariować, a nie z chęci zwiedzania. Rano z niego
wychodził, jadał gdzie popadło, a do hotelu wracał tylko się przespać. Sam hotel
nie był luksusowy tylko tańszy. On natomiast zapuszczał się w wyglądzie. Nie
golił się, ubierał niedbale. Z dnia na dzień z dawnego Marka nic nie
pozostawało. Towarzysko również się nie udzielał i tylko z rodzicami i
Sebastianem utrzymywał kontakt telefoniczny. Dobrzańscy oczywiście robili
wszystko, aby sprowadzić go do Polski, ale pomimo ich próśb żadne argumenty do
niego nie docierały. O pomoc poprosili nawet Ulę. Ta jednak nic nie mogła
wskórać, bo nawet nie zadzwonił do niej.
Po trzech tygodniach takiego
życia tęsknota wzięła górę i Marek wrócił do Polski. Chociaż nie zamierzał się
ujawniać. Wynajął małe mieszkanie z dala od centrum i nierzucający się w oczy
samochód. Jego plan dnia był podobny do tego jaki miał w Portugalii. Z tą
różnicą, że zamiast zwiedzać miasto przyjeżdżał w pobliże firmy, siedział w
aucie i czekał na przypadkowe spotkanie Uli. Gdy już pojawiała się, to robił
zdjęcia z ukrycia, a później oglądał je w nieskończoność. Codziennie wracał również
myślami do rozmowy, jaką posłyszał w szpitalu i zastanawiał się, kiedy zacznie
się czuć gorzej. Po miesiącu takiej wegetacji tylko jego stan psychiczny był
coraz gorszy.
Ula tymczasem rzuciła się w
wir pracy. Musiała pracować za siebie, Marka i Alexa. Pomagał jej tylko czasami
Krzysztof. Nie chciała go jednak wykorzystywać, bo chorował na serce. Febo zaś
pomimo próśb Dobrzańskiego nie zamierzał wracać do Polski. Wróciła tylko
Paulina, bo dostała urzędowy papier, że ma opuścić dom, bo prawowity
właściciel, którym ciągle był Marek przepisał go na Ulę. Oddawać nie zamierzała
go i dlatego zaskarżyła zapis. Oprócz
spraw prawnych i firmy Ula ciągle musiała męczyć się z Piotrem, bo choć od
miesiąca był w Bostonie wydzwaniał do niej i namawiał, aby przyleciała do
niego.
Życie Marka odmieniło się w
dniu, gdy po raz kolejny czekając na Ulę przeglądał gazetę i trafił na pewien
artykuł i zdjęcie. Rodzinę widniejącą na zdjęciu kojarzył jak przez mgłę.
Trzydziestodwuletni
Marek do tej pory wiódł szczęśliwe życie u boku żony i córki. Wszystko zmieniło
się 20 września, gdy w pracy uległ wypadkowi. Złamał rękę, ale nie to było
najgorsze. W czasie badań okazało się, że ma tętniaka w głowie. Operacja w
Polsce nie jest możliwa, ale lekarze z Wiednia są w stanie podjąć ryzyko.
Operowali już takie przypadki z sukcesem. Operacja jednak sporo kosztuje.
Później jeszcze rehabilitacja. Dlatego w imieniu pana Marka, jego żony i córki
prosimy wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc w zebraniu funduszy na wyjazd i leczenie
pana Marka.
Poniżej znalazł dane bohatera
artykułu.
Marek Dobrzyński oraz numer
konta, na które można było wpłacać pieniądze.
Marek Dobrzyński.
Nie ja jestem chory. Co ja zrobiłem? -pytał sam siebie. Co mam teraz zrobić.
Ula mi tego nigdy nie wybaczy. Dureń, dureń, dureń.
W pierwszej chwili chciał
pójść do firmy, ale zdecydował się na inne wyjście i zadzwonił do Sebastiana.
-Cześć Seba. Jestem w
Warszawie. Musimy się spotkać. Tylko nie mów nikomu, że dzwoniłem i umówiliśmy
się.
-Jak trwoga to do Boga
-ryknął do niego. —Dwa tygodnie się do mnie nie odzywałeś.
-Seba opowiem ci o powodach
mojego zniknięcia i telefonu jak się spotkamy. Będę czekał na ciebie w tej
nowej kawiarence artystycznej Agrafka za półgodziny. Proszę cię przyjdź.
Olszański pomimo pierwszych oporów
poszedł na spotkanie.
-Wyglądasz strasznie. Jesteś
nieogolony, źle ubrany -rzekł na widok przyjaciela.
-W ostatnich tygodniach
ostatnią rzeczą, jaka mnie interesowała to zajmowanie się sobą -odrzekł mu. —Seba
wtedy w szpitalu okłamałem cię. Nie ma żadnej pielęgniarki.
-Tak myślałem. To, co się
stało?
-To dłuższa historia -odparł
i opowiedział mu wszystko to, co działo się od czasu jak podsłuchał rozmowę
lekarzy do dnia dzisiejszego. Aby zbytnio go nie przestraszyć, to pokazał mu najpierw
gazetę z artykułem.
-Marek Dobrzyński... . —Co
oprócz wspólnego imienia i podobnego nazwiska macie?
-Już ci mówię.....
-Kurczę Marek -mówił z
niedowierzaniem, gdy Marek skończył mówić. —Historia jak z filmu. Ale nie
powinieneś ukrywać nic przed nami. Ulka nieraz płakała po kątach, a twoi
rodzice odchodzili od zmysłów. Dobrze, chociaż że dzwoniłeś czasami.
-Aż tak podły, żeby przepaść
bez wieści nie mogłem być. Teraz mam prośbę Seba. Muszę porozmawiać z Ulą.
Muszę wszystko jej wyjaśnić. Możesz razem z Wiolą zaprosić ją gdzieś wieczorem,
a ja tam przyjdę. W miejscu publicznym hałasu chyba robić mi nie będzie.
-Mogę spróbować wyciągnąć ją
Marek, ale cudów się nie spodziewaj.
Pięć godzin później Ula razem
z Wiolettą szła na zakupy. Sebastian natomiast umówił się tam z Markiem.
Prędzej Olszański opowiedział wszystko Wioletcie oraz przygotował z nią plan
działania.
-Wyobraź sobie Ula, że na
końcu okazało się, że to jakiś Tomek Janicki, a nie Tomek Janecki miał tego
guza, a jego dziewczyna Monika nie wie, co ma teraz zrobić. Wybaczyć mu czy
nie. Dziewczyny na forum są podzielone. Ta bluzeczka jest ładna Ula. Pójdę ją przymierzyć
– dodała, oglądając ciuszek.
-Ja bym mu przebaczyła
-mówiła, gdy Kubasińska znikała w przebieralni
-Ja chyba też Ula. Ale co
innego, jak się już jest w takiej sytuacji.
-Cześć Ula -usłyszała za sobą
chwilę później głos Marka.
-Marek? -pytała jednocześnie
zła na niego, ale i szczęśliwa, że go widzi.
-Ulka. To, co opowiadała ci
Wiola, to była moja historia -zaczął szybko wyjaśniać. —To ja myślałem, że
jestem śmiertelnie chory i nie chciałem, żebyś kiedyś cierpiała z mojego
powodu. Nie chciałem być dla ciebie ciężarem.
-Marek jak mogłeś -mówiła ze
złością.
-Przepraszam Ula. Zachowałem
się podle.
-Marek jak mogłeś pomyśleć,
że będziesz ciężarem -wtrąciła. —Jeśli kocha się szczerze, to nie ma siły, żeby
cokolwiek przeszkodziło w miłości. I co planowałeś Marek? Chciałeś umrzeć,
gdzieś w samotności!? To jest najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka.
-W takich chwilach przychodzą
różne myśli i nie myśli się racjonalnie -usprawiedliwiał swoje zachowanie.
-Dobrze, że chociaż
dzwoniłeś. Twoi rodzice zamartwiali się codziennie.
-Wiem. A ja codziennie myślałem o nich i o tobie i oglądałem
filmiki z pokazu. Kocham cię Ula -mówił ze łzami w oczach. —Kocham z każdym
dniem mocniej. A gdy dzisiaj przeczytałem artykuł, o tym chorym mężczyźnie, to
poczułem się tak, jakbym dostałbym drugie życie. Teraz tylko marzę, aby było
ono wspólne z tobą. Ula wybacz mi zniknięcie -błagał. —I to jak podle
zachowałem się w szpitalu.
-Marek ja chyba nie potrafię
przestać cię kochać -wyszeptała.
-Dziękuję Ula i obiecuję, że
już przenigdy cię nie skrzywdzę -mówił, przytulając do siebie.
Wieczorem Marek zjawił się u
rodziców. Im również wszystko wytłumaczył.
-Synku zrobiłeś najgorszą
rzecz -mówiła matka. —Nikt nie powinien być sam w takich chwilach.
-Ula to samo mi powiedziała.
-Ją również krzywdziłeś -mówił
z naganą ojciec. —Płakała przez ciebie, ale i miała tyle siły, aby nas wspierać.
-Wiem tato, że cierpiała. Rozmawiałem już z
nią i postaram się wszystko naprawić.
-Przykro nam to mówić, ale od
Pauliny i Alexa wsparcia nie dostaliśmy -oznajmiła mama. —Tylko Ula pocieszała
nas. Poznałam ją lepiej przez ten miesiąc i muszę powiedzieć, że miła, dobra z
niej osoba. Jeśli będziecie razem, to będziesz szczęśliwy.
-I ja mam taką nadzieję mamo.
Przed moim zniknięciem powiedziałem jej kilka gorzkich słów. Wiem, że to głupio
brzmi, ale uciekłem z myślą o Uli, aby ułożyła sobie życie z kimś zdrowym.
Przepisałem jej nawet cały mój majątek.
-Bardzo głupio brzmi synku
-odparła mama. —Dobrze, że jesteś z nami. Gdybyś nie trafił na ten artykuł
jeszcze długo żyłbyś z przekonaniem, że jesteś chory. Trzeba pomóc tej
rodzinie. Ich nieszczęście przyniosło nam szczęście.
-To samo sobie pomyślałem
mamo.
Kolejnego dnia Marek postanowił, że wpłaci
całą sumę na leczenie Marka Dobrzyńskiego. Sfinansował również pobyt w Wiedniu
jego żony i córki.
Trzy miesiące później w
gazecie pojawiły się wzruszające podziękowania.
Składamy
serdecznie podziękowania wszystkim ludziom dobrej woli za wsparcie finansowe i
okazaną bezinteresowną pomoc naszej rodzinie w czasie choroby męża i tatusia.
Pragniemy również wyrazić ogromną wdzięczność za wrażliwość, dobroć,
serdeczność i dobre słowo w tym trudnym czasie dla naszej rodziny. To, co nas
spotkało pokazało nam, że jest sporo ludzi nieobojętnych na krzywdę innych, a
obecność ludzi, oraz dobre słowo są tak samo bezcenne, jak pomoc finansowa.
Szczególne podziękowania składamy panu Markowi, bo po jego wpłacie już tydzień
później można było przeprowadzić operację. Za trzy miesiące ma urodzić się nam
syn i będzie mieć na imię Marek. Imię odziedziczy nie tyle po ojcu ile po Panu
panie Marku.
Jeszcze
raz wszystkim serdecznie dziękujemy.
Z wyrazami wdzięczności Katarzyna, Julka i
Marek Dobrzyńscy.
W ciągu tego czasu życie Uli
i Marka nabrało właściwego toru. Marek ponownie został prezesem a Ula
dyrektorem finansowym. W pierwszej kolejności jednak Marek poprosił Ulę o rękę.
Po tak szybkich oświadczynach Ula droczyła się z nim, że chyba patrzy na to, że
jest majętna a on po przepisaniu na nią wszystkich swoich dóbr i majątku był
biedny jak mysz kościelna. Z majątku Marka nigdy nie korzystała i tylko
wspólnie sprzedali dawny dom Marka i kupili nowy bardziej przytulny. Przygotowania do tego wyjątkowego dnia
rozpoczęli od wizyty u księdza. Z terminem w kościele w Rysiowie problemu nie
mieli, a zamiast wesela zaprosili gości na czterogodzinny poczęstunek w jednym
z hoteli. Był to tylko obiad i ciasto, ale im i gościom wystarczyło. Aby jednak
dotrzymać tradycji, to Ula z Markiem mieli swój taniec weselny, a i inni chętni
mogli potańczyć, bo z głośnika płynęła muzyka zarówno dla młodszych, jak i
starszych. Później zaczęli swoje wspólne długie i szczęśliwe życie. Tym samym
spełniły się słowa Dobrzańskiej. Los i Bóg obdarzył ich również trójką uroczych
dzieci. Grzesiem, Frankiem i Martą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.